czwartek, 29 września 2016

011. Losing own rules.

   - UWAGA! PROSIŁABYM, ABY POD TYM POSTEM, KAŻDY KTO TO CZYTA, NAWET W ANONIMIE, ZOSTAWIŁ CHOĆBY KROPKĘ W KOMENTARZU. CHCIAŁABYM MIEĆ ROZEZNANIE, DLA ILU OSÓB PISZĘ.-



   Roman obudził się tuż po tym, jak pusta, plastikowa butelka odbiła się od jego głowy. Nawet od tak delikatnego uderzenia jego niemal bezwładna głowa zsunęła się ze sztywnej poduszki na pełen wystających sprężyn materac. Roman miał wczoraj iść do busa magazynowego wymienić ten materac, ale jakoś nie miał do tego głowy.
   Był tak szczęśliwy, gdy Dean zdobył mistrzostwo, że na barana, z butelką najdroższego whiskey w buzi i dwóch półlitrówkach w dłoniach Deana zaniósł go do busa. Logika mówiłaby wszystkim, że powinien być wściekły, zawiedziony, smutny, ale na pewno nie szczęśliwy. Tymczasem Roman doznawał wręcz euforii. Gdy przegrał na wczorajszej gali z Sethem, zawalił mu się świat. Roman nie afiszował się z nienawiścią do Setha, ale przegrana z kimś takim była po prostu nożem w jego serce. Ta cała rywalizacja była tylko po to, by ją teraz przegrać? Pokazał wszystkim, że jest od niego gorszy. Że Seth pomimo całego zła jakie wyrządził jemu i Deanowi, wciąż wypływał na wierzch. A Reigns nie był w stanie go pokonać. Pokazać, że go nie potrzebuje, że Shield to już przeszłość... Ale upokorzył się. Stephanie i Triple H dali mu pstryczek w nos. Skierowali na jego miejsce- przegranego.
   Ale jeszcze zanim Seth zdołał podnieść ten pas, Roman odzyskał zdolność logicznego myślenia i zdał sobie sprawę, co stało się zaledwie chwilę wcześniej w Money in The Bank Ladder Matchu. A raczej: przypomniał sobie, kto wygrał walizkę. I nie miał już żadnych wątpliwości, co się stanie. Dean nie pozwoliłby się Sethowi pysznić wraz ze swoim mistrzostwem. Nie pozwoliłby mu cieszyć się chwilą chwały. I wtedy, siedząc pod ogrodzeniem i słysząc muzykę wejściową Ambrose'a, uśmiechnął się w duchu. A gdy Dean znokautował Setha walizką i zabrał mu pas, śmiał się już otwarcie. 
   Teraz tymczasem, na ogromnym kacu budził się ledwo żywy, zrzucając ze swojego koca puste puszki po piwie. Głowa bolała go tak niemiłosiernie, że zaczął się zastanawiać, czy zgorzkniały swą przegraną Rollins nie wbił mu siekiery w łeb. Nie stało się tak, aczkolwiek jego włosy były dziś tak tłuste i splątane, że nie był pewien czy nie będzie musiał potraktować ich siekierą. Nigdy w życiu. Wojownik musi mieć warkocz. Ach, za każdym razem gdy to mówił, Dean zabraniał mu oglądać więcej Gry o Tron
    Powoli podniósł się z łóżka, podnosząc tułów na rękach, które rozrywał teraz ból. Chciało mu się pić, okrutnie mu się chciało. Rozejrzał się na podłodze wokół łóżka, jednak nie znalazł ani jednej pełnej. Spojrzał niewyraźnym wzrokiem obok na łóżko Ambrose'a. Blondyn leżał bez energii na łóżku w swoich wieśniackich bermudach we wzorek kobiecych piersi, które dostał trzy lata temu od Setha na urodziny, co w pełni świadczyło, że musiał być mocno pijany wczoraj w nocy, skoro je ubrał. Leżał niemal bez ruchu, z butelką wody pionowo przyłożoną do ust, opróżniając jej zawartość.
   - Deeeean...- jęknął Roman ku przyjacielowi, by zaakcentować, że już nie śpi. - Masz picie?
   - Już nie...- odparł, odrzucając kolejną pustą butelkę na podłogę. Roman miał w tym momencie ochotę go tą butelką zabić. Wypił wszystko sam! Co za bezczelność!
   - Stary, co się tu stało? - spytał, rozcierając zaspane powieki. Starał się trzymać nerwy na wodzy, ale jego pragnienie i gniazdo pustych butelek, jakie wybudował, mniej lub bardziej świadomie, Dean wokół swojego łóżka mu w tym nie pomagały.
   Roman z natury zawsze był bardzo spokojny. Mieszkając w jednym domu w Samoa z dwójką rodzeństwa, rodzicami, wujkami oraz dziewięcioma kuzynami, w tym Jimmym i Jey'em Uso, The Rockiem i Taminą, znany był ze swych mediacji, mających nie dopuścić do rozniesienia domu w pył. Jednak kac morderca potrafił wydobyć z Romana gdzieś głęboko schowane w nim pokłady agresji i, jak to zwykł mawiać Dean, wyrywał z łańcuchów swoją męskość. Dean, który zazwyczaj znany był ze swojej agresji i... hm... szaleństwa, wrodzony spokój Reignsa uważał za cechę wyjątkowo niemęską i zabijającą hulający w kroczu testosteron. Nie dało się mu wytłumaczyć, że jądra nie są głównym nośnikiem testosteronu. Dean wiedział swoje. Aż przypomniało mu się, jak to cała ich trójka zaczęła się przyjaźnić, gdy Seth i Dean dali sobie po pysku na trybunach SummerSlam 2010.
   - Jestem champem. A potem przyniosłeś wódkę. Tyle pamiętam - odparł ledwie żywy Ambrose.
   - Ja...? Przecież ja nie lubię wódki... - zauważył Reigns, starając się za wszelką cenę przypomnieć chociaż skrawek poprzedniej nocy. Nic to jednak nie dało. W jego pamięci wciąż panowała pustka.
   - Wiem, też się zdziwiłem. Ale mówiłeś coś, że musimy opić mój run z pasem, a pijemy wódkę, bo musimy jeszcze napić się przez twoją przegraną z Sethem, a wódka sponiewiera i nie będziesz potem pamiętał... czy coś tam takiego.
   - I my sami to wszystko wychyliliśmy? - Roman był niemal pewien, że to niemożliwe, bo naliczył chyba z siedem butelek. A przecież nie policzył jeszcze wszystkiego. Ale nie należy zapominać, że Dean jest z Cincinnatti. Tam to wcale nie było takie dziwne. Brunetowi do teraz śnił się po nocach dzień, kiedy odwiedził wraz z Ambrose'em przyjaciela Deana z dawnych lat. Widok tych slumsów tak go przeraził, że nie chciał sobie nawet tego przypominać. Ale obiecał tego dnia Deanowi,  że nikomu nie piśnie słówka. I słowa dotrzymał. O tej wizycie nie wiedział nikt oprócz jego, Deana i jego starego przyjaciela Chucka.
   - Nie, głąby - Romana dobiegł dobrze znany wredny głos z górnej pryczy obok.
   CM Punk z nogami spuszczonymi z brzegu łóżka, opierając się o  stos poduszek spoglądał na nich z mieszanką politowania i zażenowania w oczach. W jego ustach niezmiennie tkwił papieros. I gdyby ktoś nie znał zasad Straight Edge, wyznawanych przez Punka, mógłby pomyśleć, iż chłopak pił razem z nimi, bo jego twarz była soczyście czerwona, a oczy podkrążone. Roman mieszkał jednak już z tą skłonną do ironii imitacją człowieka wystarczająco długo, by wiedzieć, że Punk już tak wyglądał. Spowodowane było to tym, że ten człowiek po prostu ciągle był wściekły, a gdy był wściekły, to się czerwienił. Jego nerwica była za to samoistna. Punka denerwowało wszystko- od porannego śpiewu ptaków, po ruch na autostradzie, a kończąc na jego własnej żonie- AJ. Która też w sumie była niestałą emocjonalnie nerwuską.
   - Pomimo waszej galopującej ignorancji wobec ideologii abstynencji, nie jesteście aż tak pozbawieni zdrowego rozsądku, by wypić to wszystko sami, by potem dzielnie zwalczać w sobie amoralnego kaca na debiutanckiej dla naszego nowego mistrza gali, prawda? A nie, przepraszam, jesteście na tyle wypłukani z szarych komórek, by to zrobić, ale na szczęście w tym autobusie mieszkają również wyższe formy życia, które zwą się kobietami i tej nocy, jak i pewnie całe wasze życie, działały jako wasze bezprzewodowe mózgi.
    Wypowiedź Punka była tak pokrętna, a mózg Romana tak prosty i dziś nieobecny, że nie zrozumiał niemal nic. A po uśmieszku Punka zrozumiał, że ta zawiła odpowiedź została wycelowana niczym strzał z snajperki w bezbronnego. Maił po prostu do końca rozwalić mu mózg.
   - Przestań pierdolić i mów jak człowiek! Myślisz, że nie wiem, że robisz to specjalnie? W Cincinnatti panuje prawo pięści, nie szarych komórek i mowy literackiej. Mogę ci to zaprezentować, jak tylko zaleczę kaca - Dean wyraził swoje zdanie bez ogórek, zapominając, że nie ma sensu iść w zaparte z kimś takim, jak Punk.
   - Dobrze, ty humanoidalna kupo mięsa, wyrażę się jaśniej. Owszem, mieliście w planach wychylić to sami, ale Becky i Eve was pilnowały, bo jako jedyne pamiętały, że jutro Dean będzie miał swoje pierwsze Raw jako mistrz.
   - A ktoś z nami pił?
   - Pewnie, było tu wiele...- Punk już zamierzał odpowiedzieć im normalnie, kiedy drzwi pokoju otworzyły się z hukiem, który niemal rozrywał czaszkę Romana od środka. Co to za morderca? Zapytał sam siebie, ale gdy obrócił głowę, wszystko się wyjaśniło...
   - Phil! Co to ma znaczyć?! Wszystko wiem!
   AJ, choć mała, wciąż wojownicza, otwierała swą buzię w salwach krzyku, mordującego zamroczony umysł Romana i, co Reigns wnioskował po mimice, również Deana. Jej silnie zarysowane mięśnie brzucha jak zawsze nie były ograniczane żadnym niepotrzebnym materiałem, bowiem długość bluzeczki AJ mogłaby spokojnie wpędzić obserwatora w konsternację, czy to aby bluzka czy stanik sportowy. Pomimo wyjątkowo słodkiego wyglądu małej dziewczynki, na jej twarzy rozpościerała się coraz wyraźniejsza groźba, wykierowana do Punka i całej reszty świata.
   Gdzieś za nią stała Tamina, choć dużo większa, zdominowana mocą AJ, niemal niewidzialna. Kiwnęła w stronę Romana, gdy tylko go zauważyła. Ostatnio byli zmuszeni połączyć siły w jednej z dyskusji przy ich rodzinnym stole w Samoa, przez co stali się dla siebie... mniej obojętni. Jednak mimo pokrewieństwa dalej za sobą nie przepadali.
   - Słodka muzo mojego życia - zaczął Punk, tonem, który brzmiał niemal odwrotnie do wypowiadanych słów. - Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
   - Jesteś pijany! Cały roster gada o tej imprezie, która była wczoraj u was w autobusie! Poza tym, jak to wszystko wygląda! Wszędzie walają się butelki, a Ci dwa idioci wyglądają, jakby ktoś ich zabił, pochował, a potem odkopał i kazał zmartwychwstać. - AJ podobnie jak jej mąż, lubił zalewać rozmówcę potokiem słów, zamiast, jak jej przyjaciółka Tamina, raczej mówić tyle ile to konieczne.
   Punk wyglądał, jakby ze zdenerwowania i załamania jego twarz miałaby zaraz odpaść od czaszki. Żyła na jego skroni niebezpiecznie pulsowała. Nie, proszę, tylko nie tutaj. Zaskomlał w myślach Roman mając przed sobą perspektywę małżeńskiej.
   - AJ, nie mam nic wspólnego z tą Sodomą, przysięgam - odparł najspokojniej jak potrafił Punk. Nigdy zbytnio tego nie potrafił.
   - Nie wierzę ci! Jesteś czerwony jak burak! Piłeś! - Mimika AJ tak bardzo przypominała naburmuszoną dziewczynkę, że Roman nie był w stanie się nie zaśmiać. Brunetka była jednak tak zaaferowana mieszaniem swojego męża z błotem, że nawet nie raczyła zasztyletować go wzrokiem, jak to robiła regularnie od gali TLC 2012. Chcąc nie chcąc, wspomnienie tamtej nocy napadło Romana...

   Dłoń zaczęła boleć Romana. Bardzo mocno ścisnął ją rękawicą, jednak wiedział, że tym mocniej, tym lepiej. Dean flirtował gdzieś z tyłu z Kaitlyn, a w sumie z jej wielkimi piersiami. Dean pokochał je odkąd tylko pierwszy raz zobaczył klatkę piersiową Kaitlyn na backstage'u. Seth polewał swe włosy wodą, by mokre nie przeszkadzały mu w walce. 
   A Roman w sumie sam nie umiał określić, co robił. Siedział na jednym z głośników, setny raz zapinając rękawice. To go uspokajało. Choć nie działało aż tak skutecznie, jakby tego chciał. Parę metrów dalej stał Kane,  przypominając mu o niechybnie zbliżającym się meczu. To była pierwsza gala PPV Romana w głównym rosterze i chyba nawet nie wyobrażał sobie, że będzie stresował się tak bardzo. Ale nic dziwnego. Na swojej pierwszej walce od razu rzucono ich na głęboką wodę, bukując im walkę z mistrzami Team Hell No i Rybackiem. Roman nie wiedział, do czego mogą być zdolni po tym, co The Shield robiło im przez cały miesiąc na tygodniówkach.
   - Stary nie stresuj się tak. - Dean wrócił już ze swych łowów z zaczerwienionym policzkiem, co wystarczyło Romanowi, by określić, że Kaitlyn nie była przychylna jego zalotom. 
    - Łatwo ci mówić. Widziałeś jak wygląda Kane? Albo Ryback? - Roman znał doskonale swoje rozmiary i możliwości, a mimo to... Cała trójka ich przeciwników jest w WWE dłużej i zapewne wiedzą i umieją więcej.
   - To weźmiemy się za Bryana. Jest najmniejszy, a nam potrzebne tylko jedno odliczenie do wygranej. - Seth podszedł do obojga kolegów z Tarczy, siadając pomiędzy nimi. - Nie ma szans, że to przegramy, Rom.
    - No, Seth dobrze gada - przytaknął Dean.
   - Bo to ja jestem mózgiem tej grupy, Lunatyk. Beze mnie byście zginęli. - Skromność Setha porażała dziś cały backstage...
   - Te, mózg, nie pozwalaj sobie - odparował mu przyjacielsko Dean. Tak naprawdę i Reigns i Ambrose doskonale wiedzieli, że to Seth jest tutaj szefem. Woleliby jednak być oskalpowani, niż się do tego przyznać. - Przypominam, że to ja mam największe doświadczenie w głównym rosterze.
   - Faktycznie, parę lat temu tu jobbowałeś wraz ze swoimi gustownymi różowymi włosami. Jesteś dla mnie wzorem - odparł Seth, uśmiechając się ostentacyjnie. Słowne przepychanki między tą dwójką były niemal normalnością.
   - Usz ty cholero! - Dean zmierzwił Sethowi włosy. Seth szybkim ruchem w odpowiedzi zerwał z szyi Ambrose'a nieśmiertelnik i pobiegł w kierunku bufetu. - Ja cię zaraz dorwę, Rollins!
   Romanowi nawet nie chciało się ich dziś uspokajać. Wolał sam nacieszyć się spokojem. Jednak nie było mu to dane, bowiem zaledwie chwile później tuż przed nim znalazła się pewna skoczna, mała, śliczna istotka.
   - AJ? - Roman był nieco zdziwiony tym widokiem. Co prawda ostatnimi czasy pomagał jej przy treningach w centrum i nawet udało mu się nauczyć ją spear'u, ale mimo to nie spodziewał się jej tu teraz.
   - Hej, Roman. - Uśmiechnęła się zadziornie, jak to miała w zwyczaju. - Chciałam ci życzyć powodzenia w dzisiejszym meczu.
   - Eee... dzięki? - odparł pytająco Roman, nie wiedząc, skąd ta nagła zmiana nastawienia. 
   Za chwilę jednak się dowiedział. Gdy Reigns był już pewny, że AJ się oddali, ta w ostatnim momencie rzuciła się Romanowi w ramiona i pocałowała go. Roman nie czuł nawet, jaki był ten pocałunek, bowiem za bardzo zaaferowany był tym, co się działo. Gdy tylko do jego mózgu doszedł impuls mówiący mu, co się dzieje, natychmiast stanowczo, lecz zarazem delikatnie odepchnął od siebie dziewczynę. Nie chciał być dla niej niemiły, ale ciągle miał przed oczami widok Sarah- jego pięknej dziewczyny siedzącej na trybunach. Pomimo problemów kochał ją, chciał z nią być i nie zdradziłby jej nawet z dziewczyną tak piękną, jak AJ.
   - AJ, co ty wyprawiasz? - zapytał zszokowany.
   - Nie podobało ci się? - Kokieteryjny ton AJ świadczył, że nie widziała problemu w swoim zachowaniu.
   - Nie. To jest... tak. - Roman plątał się w zeznaniach. Wiedział jaka ekscentryczna jest Lee i nie chciał napytać sobie kłopotów. - Słuchaj, tu niedaleko jest twój John, a moja dziewczyna siedzi na trybunach i...
   - John? Daj spokój. Cenation i te rzeczy, to królestwo dzieciaków z podstawówki. Nie jest w moim typie, to tylko historia, która była nam obu potrzebna do wybicia się. A co do twoje dziewczyny, to czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. - Położyła Reignsowi swoje delikatne dłonie na ramionach.
   - AJ, nie! Ja nie jestem taki, na trybunach siedzi dziewczyna, którą kocham! Przestań.
   - Odrzucasz mnie?!
   - Tak.
   Pierwszy raz widział w oczach AJ taką szczerą wściekłość.
   - Pożałujesz tego, Roman. Mogę mieć każdego. Nie potrzebuję cię! - AJ odeszła odgrażając się mu groźnie palcem.

   I znalazła. Dolpha Zigglera. Od tego czasu bał się i unikał AJ jak ognia piekielnego. A końcu gdyby Punk dowiedział się o tym, starałby go pewnie zabić by wyeliminować konkurencję. Ale na miejscu Punka zrobiłby to samo. Tyle, że on był sam. Choć zaczynało mu już to doskwierać.
   - Kochanie, zapomniałaś, że wyznaję Straight Edge? - Odparował Punk unosząc wysoko brwi.
   - Straight Edge, Straight Edge. Takie gadanie. Ale papierosy to palisz. I to masowo. Mówiłam ci już, że umrzesz na raka płuc? - AJ skrzyżowała ręce ba swoich niedużych piersiach.
   - Na coś trzeba - odparł zupełnie obojętnie Punk. - Akurat papierosy to moja słabość. Też musiałabyś się odstresowywać, gdybyś żyła z takimi debilami...
   - A w ryj chcesz? - jęknął z dolnego łóżka Dean, ale brzmiało to, przez jego opłakany stan niemal tak niebezpiecznie jak: "Chodźmy do parku".
   Poza tym, chyba odpowiednim słowem byłoby nazwać teraźniejszą fizyczność Ambrose'a mianem szarugi. Romana przeraził fakt, że jego przyjaciel będzie jeszcze dziś musiał zaprezentować się z pasem. Zdegradują go, albo wyciągną Lesnara z kieszeni, by wygrał z nim tytuł, jeśli Roman nie doprowadzi go do porządku. A jeśli mu się nie uda, to Dean się załamie. A załamanie w przypadku Ambrose'a nie byłoby niebezpieczne tylko dla niego lecz i dla całego rosteru. Wścieķłość jaka by w nim wzrosła sprawiłaby, że mecz z Jericho na Extreme Rules uważany by był za delikatny. A Roman znów by wszystkich zawiódł. Tym razem nie jako mistrz, ale jako przyjaciel. Ale nawet jeśli uratuje mistrzostwo Deana, i tak nikomu nigdy nie przyjdzie się o tym dowiedzieć i go docenić, mimo iż zarówno ludzie, jak i sam Ambrose błagali o jego tytułowy run już bardzo długo. Gdyby to zależało od Romana, dałby Deanowi mecz o mistrzostwo już pierwszego dnia po Wrestlemanii, niestety, Stephanie nienawidziła Deana chyba jeszcze bardziej niż Romana, za to co zrobił jej Złotemu Chłopcu- Sethowi w 2014. I walczyła do ostatniej kropli krwi, by Deana jak najbardziej oddalić od pasa. Ale przegrała. Tak jak The Authority przegrało na największej gali roku. Tak jak Roman przegrał wczoraj.
   - W każdym razie, palę, żeby się odstresować złotko, ale nie piję - bronił się wciąż Punk. Okazało się, że w czasie zastoju Romana, kłótnia niemal w ogóle nie ruszyła się z miejsca.
   - Jak ja mam założyć rodzinę z kimś takim jak ty? Jesteś skrajnie nieodpowiedzialny!
    AJ Lee była jak nieaktywny wulkan. Gdy już miało dojść do erupcji, to nic nie było w stanie tego przetrwać. Małżeństwo Brooksów można by porównać do Wezuwiusza i Pompejów. Mimo iż oboje byli równie nerwowi, to Punk był tu biednymi Pompejami. Dean wiele razy ogłaszał wszem i wobec swoje zdanie na temat tego małżeństwa, i nigdy nie było ono pochlebne. Dean w ogóle miał dziwne zapatrywania na związki. Uwielbiał podziwiać kobiece atuty, flirtować i kokietować kobiety, ale bardzo rzadko decydował się na jednorazowe przygody. Za to od stały związków stronił jeszcze bardziej twierdząc, że: Kobiety to sam problem. Póki mam prawą rękę, to przeżyję.
   - AJ, jesteś w ciąży?! - Punk spadł z górnej pryczy próbując zejść, a Reigns niemal stąd słyszał przyspieszone bicie jego serca.
   - Nie! Oszalałeś? Skąd ci to przyszło do głowy? - Wszyscy w pokoju odetchnęli z ulgą. Punk w roli rodziciela byłby totalną katastrofą, a jego dziecko, gdy tylko nauczyłoby się chodzić i mówić, doprowadziłoby wszystkich do ostatecznego nerwowego załamania.
   - No mówiłaś o zakładaniu rodziny, to myślałem, że może w końcu udało mi się cię zaciążyć - powiedział Punk, wstając powoli z podłogi.
   - Zabezpieczam się, Phil. Biorę  t a b l e t k i. Nie mów, że nie wiedziałeś? - Roman sam sobie musiał przyznać, że rozmowa była coraz ciekawsza. Choć trochę go wybudziła.
   - Jak to? Mówiłaś, że to witaminy. A ja od roku próbuję ci zrobić dziecko i już nawet zacząłem myśleć, że coś ze mną jest nie tak.
   - Dziecko? Czyś ty oszalał, Phil? W kulminacyjnym momencie mojej kariery? Poza tym, wiesz, jaka bym po tym była gruba!
   - Ale ja chcę syna! - uniósł się Punk, starając się mówić grubszym, bardziej męskim głosem, prostując się jak paw.
   - Nie wytrzymam z tobą!- odwrzasnęła mu, jeszcze cieńszym głosikiem niż normalnie AJ, po czym odwróciła się na pięcie i ciągnąc za sobą Taminę, niczym psa na smyczy, wyszła z autobusu.
   - Czekaj, AJ! Nie skończyliśmy tematu! - Punk wybiegł za żoną, nie zważając na fakt, że miał na sobie jedynie szare bokserki Calvina Kleina. A w autobusie znów zapanował spokój.
   Romana znów napadł ten pulsujący ból głowy. Chciałby sprawić, żeby zniknął, ale nikt nie mógł zrobić. Wiedział, że musi zmusić swoje zwiotczałe mięśnie do wstania z łóżka i zajęcia się Deanem. Na zegarku ściennym widniała jedenasta, co oznaczało, że czas najwyższy było się ruszyć. Ale na samą myśl tego wstydu, jaki odczuje, mijając się gdzieś z Sethem czy Dyrekcją, przyprawiała go o ciarki.
   - Ej, a gdzie jest Seth? - spytał, zdając sobie sprawę z nieobecności Rollinsa.
   - Jeśli mamy szczęście, wpadł pod samochód, a jeśli nie, to pewnie siedzi u Stefci. Szczerze, nic mnie to nie obchodzi - odparł Ambrose bez ogródek, a wtedy drzwi znów otworzyły się na oścież.
   - Hej, idziecie na siłownię? - o futrynę oparła się Becky z niezmiennym uśmiechem na twarzy. W przeciwieństwie do wszystkich, których dzisiaj widział Roman, ona tryskała pozytywną energią. Co w sumie było miłą odmianą.
   - Nie ma mowy. Idę spać - odparł Dean, chowając twarz w koszulkę.
   - Dean, wstawaj - odchrząknął Roman. - Idziemy. Musimy się rozruszać. Eveline też będzie?
   - Tak.
   - To dobrze. Dean, wstawaj, do cholery - Roman wstał i pociągnął Ambrose'a do góry.


   - Au! Ambrose, ty debilu! - wrzasnął parę metrów od nich Miz, gdy Dean nieumyślnie wycelował pustą butelkę w używaną przez niego bieżnię i Mike prawie wybił sobie zęby. Maryse rzuciła Deanowi pełne zażenowania spojrzenie i wróciła do podziwiania swojego męża.
   Dean kompletnie zignorował Mizanina. Nie miał dziś siły nawet na to, by się z nim kłócić, co Roman doskonale wiedział, bo on również nie miał, a i tak wyglądał dziesięć razy lepiej, niż jego przyjaciel.
   - Muszę coś wymyślić. Natalya mi za to zapłaci. Ale nie wiem, jak to zrobić. TJ i Cesaro wszędzie za nią łażą. Ma przewagę na starcie - opowiadała ze szczerym przejęciem Becky, trenując nogi na rowerku stacjonarnym. Tuż obok niej, uważnie się przysłuchując, pedałowała Eveline. Roman coraz większą uwagę zaczął przykładać do jej zgrabnych, długich nóg. I lśniących blond włosów. W ogóle Eveline była bardzo ładną, eteryczną blondynką. Sprawiała wrażenie tak delikatnej, że Reigns nie umiał sobie odpowiedzieć na pytanie, co ona w ogóle robi w WWE?
   - Proste, przestrasz ich. Stypulacja, steel cage match. Do klatki nikt nie wiejdzie, a ty będziesz mogła się wyżyć na tej blondi - odparł Dean zawzięcie uderzając w już ledwo trzymający się na łańcuchu worek treningowy.
   - Też mi rada, Dean. Kobiety nie walczą w klatkach. To już by była przesada - odparła Becky, wzdychając głośno. Była zawadiaką, ale widać nawet ona bała się niektórych rzeczy.
   - Skoro boisz się stypulacji, to widać tak naprawdę ci nie zależy. Stypulacje do wolność. - Dean wyciągnął jedną ze swoich ponadczasowych mądrości, a Eveline wywinęła teatralnie oczyma. O ile brunet się orientował, nic do Ambrose'a nie miała, ale nie trzeba było być geniuszem, by widzieć, że życiowa filozofia Ambrose'a do niej nie przemawia.
   - Och, cicho bądź, Ambrose - rzuciła chłopakowi blondynka, Lynch i Reigns niemo ją poparli. - Może powinnaś ich skłócić ze sobą? Chociaż tymczasowo. Wtedy byliby bardziej zajęci sobą niż tobą.
   - Zgadzam się z Eve, to brzmi rozsądnie - dopowiedział Samoańczyk, mimo iż ledwo był w stanie wykrztusić z siebie słowo, bo jego plecy pękały z bólu pod obciążeniem sztangi.
   - To brzmi świetnie, ale wykonanie może być o wiele trudniejsze...- odparła Ruda. - Cesaro i TJ to starzy przyjaciele, jeszcze  z niezależnych federacji... skłócenie ich jest niemal niemożliwe.
   - Jesteś ruda, nie masz duszy, coś wymyślisz- Dean zawiązał mocniej swoje bandaże. Roman parsknął śmiechem. Ach, ten Ambrose. Kopalnia cytatów. Dean już nie raz udowodnił jak spaczone ma patrzenie na świat, ale bez niego, byłoby po prostu nudno w federacji. Jakiś wariat musi tam być. A swoją drogą, Roman ku wielkiej uldze zauważył, że Deanowi jest już chyba troszkę lepiej, bo zrobił się jakoś... mniej zielony niż wcześniej.
   - Ej! Ty też jesteś rudy!
   - Nie jestem rudy. to jest blond daltonistko.
   No, nie. Znów się zaczyna...Pomyślał ze zrezygnowaniem brunet. Ktoś zaczyna wojować przeciwko racjom Ambrose'a. Jakby do tej pustej głowy coś doszło. Chyba jedyną osobą, jakiej udawało się z powodzeniem zmienianie poglądów Deana. był, ku wielkiej ironii, Seth.
   - Jesteś ewidentnie rudy. Dean, widziałeś swoje pejsy? Są pomarańczowe - Becky uparcie stała przy swoim. - A ja z natury jestem blondynką.
   - Nie mam pejsów i nie jestem rudy! - Eveline spojrzała na Romana zszokowana sytuacją, a chłopak starał jej się przekazać swym wzrokiem, że tutaj to norma.
   - Masz trochę pejsów, Dean - dodała blondynka.
  - No niech już wam będzie z tymi pejsami, ale nie jestem rudy. Gdybym był rudy, to by mnie za to zabili w Cincinnatti. 
   - Jesteś rudy, Ambrose - Przechodzący obok, ocierający spoconą twarz Miz dodał swoje trzy grosze, rozkoszując się frustracją na twarzy Ambrose'a.
   - Totalnie - dodała Maryse.
   - Gówno prawda - odpowiedział Lunatyk, ale Miz i Maryse zdążyli już zniknąć.
   - Dobra, stop - Przerwała Becky.- Wracając do tematu, znają się pewnie tak długo jak Eveline i Tara.
   Roman naprawdę chciał znaleźć jakąś solucję, rozwiązanie sytuacji Becky, ale sam miał teraz poważniejsze problemy. Stracił pas i w sumie sam nie wiedział, co teraz powinien robić. Nie chciał zabierać go Ambrose'owi, a zarówno nie widział nigdzie indziej dla siebie miejsca. Może kreatywni coś wymyślą. 
   - A właśnie, gdzie ta twoja narwana przyjaciółka? - zapytał Dean, kierując pytanie do Eveline.
   - Nie wiem, ostatnio często gdzieś znika.
  - I dobrze, nie zniósłbym jej tu.- Eveline chyba nie spodobał się ten komentarz.
   - Bo macie takie same charaktery - stwierdziła blondynka, a Dean już miał jej odpowiedzieć jakimś wrednym komentarzem, kiedy nagle przez głośniki dobiegł ich głos personelu.
   - UWAGA! UWAGA! Romana Reignsa, Deana Ambrose'a, Natalyę, Dolpha Zigglera oraz Charlotte prosimy do biura medycznego na niezapowiedziane testy antydopingowe! Powtarzam! Romana Reignsa, Deana Ambrose'a, Natalyę, Dolpha Zigglera oraz Charlotte prosimy do biura medycznego na niezapowiedziane testy antydopingowe!
    O kurwa, pomyślał Reigns.



   Siedzieli w poczekalni przed gabinetem, czekając, aż ktoś do nich przyjdzie. Roman nie był przerażony, raczej pewny swego. Ale inaczej było z Deanem. Wyglądał, jakby wszystkie problemy świata spadły na jego barki. Roman podejrzewał to od dawna, ale nigdy nie miał odwagi zapytać w prost. Teraz miał potwierdzenie. Przecież jak teraz wykryją coś u Deana, jego kariera będzie skończona. Nie dostanie się już do pasa bardzo długo. Romek nie chciał tego dla przyjaciela. Ale nie wiedział, co może zrobić. 
   - Stary, zdetronizują mnie... - jęknął po cichu Ambrose, tak, by nikt oprócz Romana nie był w stanie tego usłyszeć.
   - Kurwa mać, coś ty wziął?! - krzyknął ściszonym głosem na kolegę. - Czy ty zawsze musisz coś odwalić?
   - Nic wielkiego. Ale liczy się, że wziąłem. - Dean wyraźnie żałował tej decyzji. Wcześniej, za Chiny by czegoś takiego nie zrobił. Roman był wstrząśnięty tym, że wszystko, co podejrzewał, okazało się prawdą.
   - Co zamierzasz zrobić? - zapytał znacząco Roman. Jego brwi podjechały niemal do szczytu czoła.
   Coś mu nie pasowało w tych badaniach. Był niemal pewien, że stoi za tym Stephanie. Wzięła i jego i Deana do jednego badania i tym się zdradziła. Miała nadzieję, że obaj coś brali. Szkoda, że miała rację aż w połowie. Jej kolejne zwycięstwo z rzędu. Roman nie zdzierży The Authority na Raw bez Ambrose'a. Dean by sobie poradził. Jakoś by się ich pozbył, ale Roman nie był takim szaleńcem jak on i jego Authority zgniecie. Jednym palcem.
   - A co mogę zrobić? Nic - odparł tonem złamanego człowieka. Pierwszy raz Roman szczerze czuł, że Dean zrozumiał i bardzo żałował swojego błędu. Błędu, który mógł go kosztować karierę. Jego oczy się zeszkliły. Niemożliwe.
   - I po co ci to było, Deano? - spytał zrezygnowany Reigns, wyobrażając już sobie Setha dumnie odbierającego Deanowi pas i szkalującego publicznie jego zawieszenie. Ten widok był zbyt przerażający, by był prawdziwy.
   - Wiesz dobrze, że gdybym nie wygrał ladder matchu, nigdy nie dostałbym title shoota. - Dean był pewien swoich słów. - Nawet jakbym na niego zasłużył. Co ja mówię, przecież na niego zasłużyłem!
   - Dean jakiego znałem nie zniżyłby się do tego poziomu...- Roman miał nadzieję, że te słowa podziałają na Deana. W rzeczywistości było wręcz przeciwnie.
   - Dean, którego znałeś był na równi z tobą i Sethem. Współtworzył The Shield i był ich członkiem nie podczłonkiem. - W głosie Deana pobrzmiewała dziwna frustracja. Jakby chciał pozbyć się tego, co leżało mu na sercu. - Chcesz wiedzieć czemu to zrobiłem? Bo nie miałem innego wyjścia, Rom. Inaczej zawsze byłbym na samym dole. Zawsze aż po wsze czasy. Skoro wy już na starcie mieliście pomoc, ja też musiałem sobie pomóc. - Roman spojrzał na przyjaciela jak na wariata. Mówił z takim zacięciem, że niemal piana toczyła mu się z ust.- Tak, Rom, dobrze słyszysz. Nie patrz na mnie jak na wariata, bo tak było.W The Shield byliśmy równi, byliśmy braćmi, przyjaciółmi. A potem wszystko się rozpadło i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Seth był złotym chłopcem The Authority, którego kochała cała dyrekcja. Dostawał co tylko chciał. Stephanie podbiłaby dla niego Azję, gdyby miał takie widzimisię. Ty? Ciebie uwielbiał Vince. Dostałeś ogromny push. Nie ważne, jak fani cię nienawidzili, nikogo to nie interesowało. Wygrywałeś Royal Rumble, main eventowałeś Wrestlemanię i co chwila woziłeś się z głównym pasem federacji. Byłeś kimś. A co się stało z Deanem? A Dean został na lodzie. Tak, Roman. Kiedy ty całowałeś tyłek Vince'a, a Seth Authority ja byłem sam, bez niczego, czego mogłem się złapać, szukając dla siebie miejsca i walcząc jak lew o każdy, nawet najmniejszy segment na tygodniówce. Nie znaczyłem nic, a jak już prawie mi się udało, to odbierałeś mi tę szansę. Najpierw na Survivor Series, potem na Fastlane. Ale nie miałem żalu, wiedziałem, że zrobiłbym to samo. I błagam cię, Roman, nie mów mi, że nic nie wiedziałeś. Nie wiedziałeś, bo byłeś zbyt zajęty main eventowaniem i bycie top postacią całej federacji, by zobaczyć, jak kariera twoje przyjaciela się załamuje. Nie, Roman, nie wiedziałeś, bo nie chciałeś wiedzieć...
   Dean zdenerwował się tak mocno, że dyszał niczym zmęczony koń. W jego oczach Roman widział... szczerość. Tylko szczerość. To poruszyło Deana do szczętu. Ambrose miał rację. Nie chciał tego widzieć. To była jego wina. To on cały rok był główną postacią WWE i mógł pomóc Deanowi. Ale nie interesował się nim. Nie interesowało go nic, oprócz jego mistrzostwa. A przecież widział go codziennie. I nie pomógł mu. Ale teraz wiedział, jak mu to zrekompensować.


   - Wyglądam idiotycznie! - wrzasnęła sfrustrowana Tara. Eveline nie mogła nie przyznać jej racji. Projektanci, jako, że mieli kontynuować pozycję ich Bloody Violence, zrobili im te same kostiumy, tylko w dwóch wersjach kolorystycznych. Tara miała na sobie czarne, króciutkie szorty, z boku wiązane na sznurówki, oraz biały wysoko wycięte body, ukazujący jej boczki, z dekoltem w serek i głęboko wyciętymi plecami. Na jej body cekinami wyryto słowo bloody, za to na body Eve napisane było: Stay, bo miało tworzyć efekt Stay bloody, gdy ustaną obok siebie. 
   Niestety, projektanci nie uwzględnili tego, że obie dziewczyny mają totalnie inny typ figury, przez co to, w czym Eveline prezentowała się świetnie, z Tary robiło świnkę Peppę. W tym kostiumie wyglądała ewidentnie na jakieś dziesięć kilo grubszą. I bardzo z tego powodu ubolewała.
   Dziś miały mieć swój oficjalny debiut na Raw. Tara miała zawalczyć z Paige, a Eve miała towarzyszyć jej przy ringu. Obie były bardzo podekscytowane. Wręcz nie mogły się doczekać. A Paige nie wydawała się zawzięta, czy wredna, bo miały z nią styczność parę dni temu. 
   - Cendie, coś ty mi zrobiła?! Boże... - Brunetka była bliska płaczu.
   - Rzeczywiście, wyglądasz jak ciężarna hipopotamica w tym czymś - Seth, który zjawił się tu znikąd, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
   - Zamknij się, Seth! - warknęła w stronę chłopaka, ale ten nie przestawał się śmiać. - Nie masz nic do roboty?
   - Oprócz patrzeniem na ciebie? Nie. - Seth widać czerpał satysfakcje z męczenia dziewczyny. Eveline jednak zastanawiało, od kiedy zaczęli ze sobą rozmawiać. Wcześniej tylko się mijali, burcząc do siebie coś w stylu: Podasz mi sól? Z resztą, Seth zachowywał się tak wobec każdego z autobusu. A tu nagle taka zuchwała rozmowa...?
   - Ale z ciebie sadysta, wiesz? - Ton Tary dobitnie wskazywał, że dziewczyna nie żartowała. 
   - Tak jak z ciebie dziś rano na basenie. Mam dożywotni zakaz wstępu do tego budynku.
   Na basenie? Tara była z Sethem na basenie? Eve nie była w stanie poukładać sobie tego w głowię. Przecież Tara nigdy nie przepadała za Sethem... czyżby tak mocno skupiła się na swojej karierze, że nie zauważyła co dzieje się z Tarą? Musi wypytać o to Tarę, nie ma opcji, że nie.
   - Umowa jest umowa, Seth. Ja bezpodstawnie się nad tobą nie znęcałam - odparła McTudy uśmiechając się wrednie. Seth chyba nie mógł uwierzyć w to, co słyszał,
   - Ale miałaś z tego równie dziką satysfakcję.
   - Dziewczyny, czas na was, za piętnaście minut wchodzicie - Trudy, pulchna kobieta nadzorująca wejścia na rampę przybiegła na nich na swoich krótkich nóżkach.
   - Zobaczysz, Seth, przyjdzie taki dzień, że to ja się będę śmiała - odparła na odchodne Tara, odgrażając się palcem. - A ciebie, Cendie, zabiję i wypatroszę po tym show.
   Eveline słyszała dalej śmiech Setha i żałowała, że właśnie przegapiła coś w życiu swojej mentalnej siostry.
   Tak się zamyśliła nad tą całą sytuacją, że idąc w stronę rampy, zderzyła się z czymś twardym i wysokim. Zanim upadła, jej mur złapał ją za nadgarstek. Był to Roman.
   - Eee.. sorry, nie zauważyłam cię. - Uśmiechnęła się nieśmiało.
   - Rzeczywiście, jestem tylko studziewięćdziesięcio centymetrowym Samoańczykiem, łatwo mnie przeoczyć - zironizował chłopak. - To czas twojego debiutu, no nie? 
   - Tak.
   - Trochę kicha, że nie dali ci walczyć - zauważył Roman, ale Eve wzruszyła tylko ramionami.
   - Mnie to nie przeszkadza. Tara na pewno lepiej zaprezentuje Bloody Violence, niż ja- odpowiedziała mu, ale Reigns chyba nie był przekonany. Dziwnie taksował ją swoimi niebieskimi oczami. Są bardzo ładne...  Zauważyła wbrew sobie Eveline.
   - Blood Violence? - Eve widziała, ze Roman ledwo powstrzymuje się od śmiechu, choć jemu wydawało się zapewne, ze znakomicie gra powagę.
   - Wiem, ta nazwa jest beznadziejna, ale musiałyśmy coś wymyśli i Tara...
   - Eveline, mogę mieć pytanie? - wyskoczył nagle brunet, co wybiło Eveline z rytmu i nieco ją zdziwiło.
   - Pewnie.
   - Tylko odpowiedz mi szczerze - zaczął. - Co byś zrobiła, gdybym zniknął stąd na dłuższy czas?
   To pytanie zszokowało Eveline tak bardzo, że nie wiedziała co powiedzieć. I w jakim celu to pytanie w ogóle zostało zadane? Wzrok Romana zaczynał mieszać jej w głowie. Działał na nią jakoś hipnotycznie.
   - A skąd to pytanie? - Eve nie odpowiedziała od razu na jego pytanie. Wzrok Romana niemal natychmiast nachmurzył się. Jego oczy straciły blask. Coś Romana gryzło. Ewidentnie tak było. Eve czuła jakby wszystko wymykało jej się pomiędzy palcami. Najpierw ta sprawa z Tarą i Sethem, teraz Roman. Nie panowała nad swoim życiem. Skupiła się stanowczo za mocno na karierze, zamiast skupić się na przyjaciołach.
   W sumie sama nie wiedziała, czy może nazwać już Romana przyjacielem, czy może dalej znajomym. Znali się jakieś trzy tygodnie, a pomimo tego, już wytworzyła się pomiędzy nimi jakaś więź. Spędzali razem bardzo dużo czasu. Chodzili razem na siłownie, oglądali NBA, jedli lunche. Oczywiście, nie sami. Zawsze byli z nimi Dean, Tara czy Becky, a czasem nawet Usosi. Ale tyle wspólnie spędzonego czasu sprawiło, że odkryli, jak bardzo są o siebie podobni. Oboje uwielbiali filmy Scorsese i podziwiali Magica Johnsona. Oboje nie lubili indyjskiej kuchni i pochodzili z wielodzietnych rodzin. Z Reignsem Eve nigdy się nie nudziła. A ostatnio zauważyła nawet, jak przystojną i męską twarz. Choć upominała się, by nie myśleć o nim za dużo, nie przynosiło to pożądanego skutku.
    - Czysto teoretyczne - zbył ją szybko Roman, a Eveline postanowiła nie drążyć dalej tematu. - Więc jak byś się wtedy czuła?
   - Hmm... To dziwne pytanie, ale na pewno byłoby mi smutno. Bardzo smutno. I brakowałoby mi cię na pewno...
    - To... dobrze. - Reigns uśmiechnął się nieśmiele. Jego wzrok zderzył się z oczami Eve. Trwali tam chyba kilka minut jak zamurowani. Eve była pewna, że Roman chce coś zrobić, ale nie miała pojęcia co. On chyba sam zdawał się tego nie wiedzieć. 
   Ich milczenie przerwał donośny głos Tary.
   - Eve, gdzie ty jesteś?! Chodź tu natychmiast! 
   - Chyba... muszę już iść - rzuciła krótko speszona do bruneta.
   - Tak.
   Nie patrząc w tył, mimo wielkiego pragnienia, by cofnąć się i dokończyć to, co miało zajść, Eveline ruszyła na rampę.
   Ich muzyka wejściowa również się Tarze nie podobała. Była jej zdaniem za mało ostra. Ale brunetka powinna pamiętać, że były face'ami, nie heelami i miały wzbudzać sympatię u ludzi. Co nie było tak trudne, po tym jak skopały Charlotte tyłek.
    Ludzie jednak nie dopingowali ich zbytnio przy wejściu. Eve się nie dziwiła. Zapomnieli tego, co stało się te trzy tygodnie temu i teraz już nikt ich nie pamiętał. A szkoda. Głos wywołującej ich Jojo przeszedł kompletnie bez szumu, co było bardzo rozczarowujące. Ale, po to tutaj są, żeby dopiero stać się sławne.
    Tara weszła na ring i niepewnie starała się zaprezentować, jednak Eveline widziała, że drętwa widownia mocno ją speszyła. Blondynka zatrzymała się za to parę metrów przed ringiem.
   Wejście Paige było zupełnie inne. Ludzie wykrzykiwali jej imię i wydawali się strasznie rozekscytowani. Paige naprawdę była tu królową. Eve marzyła o tym, żeby ten tłum szantował tak kiedyś jej imię. Ale ten czas miał dla niej jeszcze nadejść, a ona była cierpliwą osobą.
   Dzwonek rozległ się po całej hali i walka się zaczęła. Na początku były delikatne. Sprawdzały siebie nawzajem, czając się niczym koty. Wtedy Paige ruszyła i próbowała przydusić Tarę. Przez parę sekund Tara nie była w stanie się wyrwać, ale w końcu jej się udało. Eve chodziła wokół ringu, starając się pokrzepiać do walki Tarę. Z czasem walka zaczęła się rozkręcać. Bum, jeden clothesline, drugi clothesline, uderzenie z łokcia, podcięcie... Krytyczny moment nadszedł, gdy Paige zapięła na Tarzę kniebar. Eveline była niemal pewna, że brunetka odklepie. Tak jednak się nie stało. Po tym, jak Tarze udało się wydostać z dźwigni, zaczęła dominować. Było coraz lepiej. Paige nie miała już za bardzo siły się bronić, choć widownia buczała widząc jej zbliżającą się klęskę. 
   I wtedy nagle Eve poczuła silne uderzenie w potylicę i przewróciła się. Zanim doszła do siebie, poczuła już, jak ktoś łapie ją za włosy. Odwracając głowę widziała tylko rozwścieczoną minę Chartlotte i już wiedziała, że nie jest dobrze. Eve próbowała się bronić, ale pojawiła się również Dana i obie dziewczyny zapędziły Eveline pod barierkę i zaczęły kopać ją po plecach i brzuchu. Eve robiło się niedobrze. Była bliska wymiotów. Jej brzuch i plecy przechodził tępy ból z każdym kolejnym uderzeniem blondynek. Kiedy uderzenia w końcu ustały, poczuła zimno przechodzące pod jej skórą. Spodziewała się, że Dana i Charlotte już sobie poszły, jednak bała się otwierać oczu. I słusznie. Któraś z nich znów szarpnęła Eve za włosy. Otworzyła oczy w ostatnim momencie, by zobaczyć, jak leci z impetem na metalowe schody. Uderzenie niemal przemieliło jej wnętrzności, a z ust wyrwał się krzyk. 
   Wtedy dopiero Tara zauważyła, co się dzieje. Dziewczyna szybko odbiegła od Paige i pobiegła pod samą krawędź ringu. 
   - Eveline! - krzyknęła i już zamierzała wyjść i przepędzić mistrzynię i jej uczennicę, kiedy to Paige wykonała szybki roll up. Tara nie miała szans wyrwać się na czas. Sędzia odliczył do trzech. Tara przegrała swój debiut. Na jej twarzy widać było szczere zszokowanie tym, co się stało. Ale było już za późno, by cokolwiek zrobić. 
   Za to Charlotte wraz z Daną cofały się już po rampie na backstage z tryumfalnymi uśmieszkami na twarzach. Teraz Eveline już wiedziała, że właśnie takie skutki chciały osiągnąć. Upokorzyć je w ich debiucie.
   - To żebyście pamiętały, że to ja tu jestem królową! - krzyknęła do nich Charlotte, ale po twarzy Tary, Eve już wiedziała, że Charlotte totalnie nie ma rozeznania, w jakie bramy piekła wstąpiła.


   Roman patrzył z uśmiechem na Deana prowadzącego na ringu swoją przemowę na temat wczorajszej nocy. Był z niego dumny. Publika naprawdę go uwielbiała. Przez to, jak bardzo publika nie znosiła jego i Triple H, Roman zdążył już zapomnieć o tym, jak to jest, gdy widzowie kochają swojego mistrza. Ale Dean mu to przypomniał. Poranny kac morderca już dawno został wygnany, a Dean radził sobie pierwszorzędnie. 
   Reigns jednak nie był w stanie skupić się na jego, zapewne bardzo emocjonującej, przemowie. Myślał bardziej o tym, co stało się dziś między nim a Eveline. A właściwie co się nie stało. Chciał to dokończyć, ale wiedział, ze już teraz przez długi czas nie będzie miał okazji. Próbował wmawiać sobie, że to co zrobił dla Deana było aktem bohaterstwa, choć tak naprawdę w głębi siebie wiedział, że zrobił to dla siebie, choć wstydził się to przyznać. Nerwy zżerały go tu. Więc postanowił zadowolić i siebie i przyjaciela i tak własnie zrobił. Teraz zostało mu tylko czekać na wyrok.
   Słysząc kolejne słowa wypowiadane przez Deana, wiedział, że już czas, by wyszedł na scenę. Dał znak dłonią facetowi siedzącemu nad sprzętem grającym i gdy tylko zagrała jego muzyka, wziął mikrofon i ruszył ku Ambrose'owi. 
   - Dean, Dean, stary, jestem z ciebie dumny - zaczął już w połowie drogi do ringu. - Naprawdę cieszę się z tego, że jesteś teraz mistrzem. - Jednym szybkim krokiem przeszedł przez liny. - Ale mam zamiar dostać to z powrotem.
   Dean uśmiechnął się zawadiacko. Reigns wiedział, że dobrze robi. Dean czułby się nieposzanowany i nawet obraziłby się na bruneta, gdyby nie chciał ten swojego rewanżu o mecz.
   - No, Roman, nigdy cię o nic innego nie podejrzewałem - odparł z wyraźnym uśmiechem. - Z chęcią dam ci ten rewanż, ale na twoim miejscu nie napalałbym się na zwycięstwo. Za ciężko pracowałem by tak szybko ci...
   Nagle, głośna, dudniąca muzyka przerwała Deanowi. Roman już w pierwszych nutach rozpoznał wejściową melodię Rollinsa. W przeciwieństwie do Romana, Seth wyglądał na naprawdę wściekłego.
    - Nie, nie, nie, nie, nie...- zaczął, zanim jeszcze dobrze wyłonił się zza backstage'u. - Nie ma opcji, żeby on dostał ten rewanż. Wczorajszej nocy pobiłem go i zdobyłem MÓJ WWE World Heavyweight Championship i nie pozwolę, by on zabrał moje miejsce w main evencie Battleground.
   - Nie masz nic do gadania, Rollins - odparł pogardliwie Dean, spoglądając na Rollinsa niczym na karalucha.
   - A właśnie, że mam. Bo trzymasz coś, co należy do m n i e ! - uniósł się Seth, zbliżając się do ringu.
   - Do ciebie? Jedyną rzecz, jaką mam, która należy do ciebie, są twoje stare, poprute bokserki, które mi pożyczyłeś trzy lata temu w Albuquerque. Ten pas należy od wczoraj do Deana Ambrose'a, nie do ciebie. Twój czas już minął - zażartował Ambrose.
   - Nie jest twój. Ukradłeś mi go. Jak podszyty szczur wylazłeś z nory i ukradłeś mi mój pas, znienacka używając walizki Money in the Bank. Nie pokonałeś mnie tak naprawdę. - Seth doszedł dawnej dwójki tarczowników i starł się z Deanem spojrzeniami. Roman uważał jego słowa za ciekawą autoironię.
   - Czyżby, Seth? Powiedz może, jak to było, kiedy skasowałeś na mnie swoją walizkę na Wrestlemanii 31 i sam zostałeś pierwszy raz mistrzem? Zapomniało się, co? - zauważył wrednie Reigns, a Seth przez ułamek sekundy wydawał się być nieprzygotowany na ten argument.
   - Ja przynajmniej miałem odwagę spojrzeć ci prosto w oczy, a nie zaatakowałem cię od tyłu walizką - bronił się Rollins.
   - Co nie zmienia faktu, że to, co teraz mówisz, to czysta hipokryzja - odpowiedział Dean.
   - Hipokryzja...
   Seth widać i na to miał jakąś odpowiedź, ale nagle na ring wszedł Shane McMahon.
   - Panowie, panowie, spokojnie. - Roman nie był pewny intencji jego przyjścia, ale już wyczuwał kłopoty. - Przede wszystkim, gratuluję ci Dean zdobycia twojego pierwszego tytułu... - powiedział, a Roman słyszał, jak Seth klnie na Ambrose'a pod nosem. - Wygląda jednak na to, że i Seth i Roman zasłużyli na swój rewanż. Rozwiążemy więc to tak: Zawalczycie o ten rewanż. Teraz. Tutaj. Dean, ty możesz usiąść na stołku komentatorskim i pomóc komentować walkę. - Dean był wyraźnie zadowolony z tej solucji, w przeciwieństwie, do Setha, który aż miotał piorunami, mówiąc, że to jemu należał się rematch. - Sędzia? Możemy poprosić sędziego? Seth, nie denerwuj się, ta decyzja jest nieodwołalna. Szkoda twoich nerwów. 
   Dean już po chwili zniknął z ringu, tak samo jak Shane z całej hali, a na ich miejsce, na ringu pojawił się sędzia. Zabrzmiał dzwonek. A Roman wiedział, że zwycięstwo w tym meczu będzie mu potrzebne.
   I ruszyli. Najpierw Seth wymierzył mu potężny kopniak w brzuch. Już po tym Roman ledwo utrzymał się na nogach. Potem jeszcze parę prawych sierpowych. Receptory bólu dały o sobie znać, pobudzając Romana do walki. Z całej siły uderzył Setha clothesline'em. Rollins oberwał tak mocno, że aż obrócił się w locie i upadł karkiem na matę. Roman chciał go podnieść, ale wtedy chłopak uderzył go stopą w głowę i Reigns padł na matę. Seth natychmiastowo to wykorzystał, zakładając Romanowi dźwignię na plecy. Szarpnął nim tak mocno, że jego białka oczne niemal wypłynęły na wierzch. Ale nie mógł sobie pozwolić na odklepanie, mimo iż ból był niemal nie do zniesienia. Resztkami sił podniósł się, podnosząc tym samym Setha i upadł na plecy z impetem, przygniatając swoim ciałem chłopaka. Widząc, że Seth już po tym upadku ciężko oddycha, szybko podbiegł i przykrył go. Raz, dwa... I nagle łopatki Setha odbiły się od maty.
   Ty zawzięta bestio. Roman podniósł Setha, tym razem bez żadnych ekscesów i z całej siły wepchnął go w narożnik.  Seth osunął się do pozycji siedzącej, a Roman z dziką satysfakcją, czując, że odgrywa się za wczorajszą noc zaczął kopać go po brzuchu. Następnie wziął chłopaka na wciąż obolałe plecy i wykonał samoan drop. Był pewien, że to już wykończyło Rollinsa, ale ten, czując, że znów jest przykrywany, odbił się od maty, nim sędzia doliczył do trzech. Roman chciał rozpędzić się i odbijając się od lin pobiegł na Setha, kiedy w twarz z całej siły uderzyło go clothesline. Było tak silne, że czuł, że krew znów leci mu z nosa. Słyszał dzikie chanty widowni, która, niestety, dopingowała Rollinsa. To nie znaczy, że wygra. Roman wstał i uniknął kolejnego clothesline'u i w byka wjechał Sethowi w brzuch. Raz, dwa...I znów nic z tego. Gdy tylko Rollins się podniósł, Roman wykonał zamach, by uderzyć go ostatecznym superman punchem, ale wtedy Rollins skontrował to i wykonał pedigree. Roman nie miał szans się wyrwać. W ostatnim momencie, ostatnimi resztkami sił udało mu się oderwać łopatki od maty na dwa. Ale wtedy Seth obrócił jego bezwładne ciało na brzuch i znów założył mu tę samą dźwignię. Mimo iż ból opanował każdą komórkę jego ciała, Roman nie zamierzał się poddawać i odklepywać. On nigdy nie odklepywał, nie był w stanie odpuścić sobie czegoś, co wiedział, że jest w stanie zrobić. Świat wokół niego zaczął wirować i wtedy poczuł... jak ktoś łapie jego rękę i klepie nią o matę. Ale to nie był on! 
   Seth natychmiastowo puścił Romana, a w hali rozległ się dzwonek. Nie! Tak nie może być! Gdy tylko Roman odzyskał ostrość wzroku rozejrzał się wokoło. Na ringu nie było nikogo oprócz jego i Setha, a Seth nie mógł tego zrobić, bo obie ręce miał zajęte. A mecz już się skończył. Seth wygrał drugi raz, a Roman znów nie wiedział, jak to się stało.
   - A zwycięzcą, przez poddanie jest Seth Rollins! - wykrzyczała do mikrofonu Jojo, a Roman natychmiastowo spojrzał na telebim, na którym pokazywano właśnie powtórkę. 
   Widział na ekranie, jak okropnie wygięło się jego ciało pod wpływem dźwigni Rollinsa, widział, z jakim wysiłkiem Seth trzymał dźwignię, ale on sam wciąż nie odklepywał. I wtedy ktoś znienacka wtargnął na ring, nokautując sędziego kopniakiem w głowę. Ktoś przebrany w strój sędziego. I zaczął klepać ręką Romana o matę. I gdy odwrócił się, by obwieścić koniec meczu, Roman zobaczył jego twarz.
   Jak to możliwe? To był jego własny kuzyn- The Rock. Na dodatek był tak tchórzliwy, że od razu po tym występku uciekł z ringu w widownię...
   Roman nie umiał opisać uczuć, jakie w nim teraz buzowały... Nie mówiąc nic, z zawzięciem na twarzy i wściekłością w postawie, nie spoglądając na pyszniącego się jak paw Rollinsa ruszył do szatni. Jednak i tam nie zaznał spokoju.
   Bowiem w szatni czekali już na niego Stephanie i Shane, z minami tak stężałymi niczym beton.
   - Wiesz, po co tu jesteśmy, Roman? - spytała Stephanie.
   - Wiem.

--*--
Wróciłam!
Wiem, że długo mnie nie było, ale to szkoła, to siłownia, to w szpitalu byłam i tak jakoś wyszło. Ale jak tak człowiek siedzi w szpitalu to dużo myśli. I dlatego mam już pomysł na jakieś 60 rozdziałów do przodu, więc jeszcze długo będziecie się męczyć moimi wypocinami.
Ale wam dowaliłam rozdziałem, co? To chyba 16 stron a4. Strasznie dużo pracy w niego włożyłam i nie wiem, jak udało mi się to napisać w jeden dzień. Przepraszam, że taki długi ten rozdział, ale nie mogłam inaczej. To opowiadanie jest wielowątkowe i  będzie trwać ze 100 rozdziałów, więc jakbym miała rozdzielać je jeszcze na mniejsze, to tych rozdziałów by mi wyszło 500. 
Obiecam dodać kolejną notkę do 20 pażdziernika. Choć jestem mocno zdołowana, bo Dean stracił pas na rzecz tego ważniaka, AJ Stylesa. I to nieczysto. Co za chamstwo. Mam żałobę. Ale pociesza mnie to, że Roman zabrał Rusevowi pas. Chociaż coś.
Wybaczcie za ten gif na początku, ale tak mnie urzekł, że nie mogłam się opanować. Jest po prostu mega. I pasuje nawet trochę do tego rozdziału, więc go tu dałam. Chyba was będę raczyć częściej tymi gifami.
Swoją drogą, pozmieniałam dużo w zakładce bohaterów, więc radzę tam zajrzeć. Zrobiłam tam w końcu porządek i teraz możecie być pewni, że są tam tylko ludzie, którzy będą REALNIE tu występować. A i macie nową zakładkę Battleground, którą będę aktualizowała z każdym rozdziałem i dopisywała nowe walki. Możecie typować tam wyniki, byłoby fajnie.
To do następnego, 
Naraska :P


            




 
 
  

12 komentarzy:

  1. Super pomysł z typwaniem walk! =D
    A tak btw to HURRA!! Nareszcie nowy rozdział, tyle czekałam i wreszcie! Byłaś w szpitalu? Współczuję, nic nie robienie dobija.
    Wychwyciłam dwa błędy "Reigns uśmiechnął się nieśmiele." powinno być "nieśmiało". A drugie... The Rock!? Jak mogłaś!? Pierwsze poważne odejście od fabuły i takie coś!
    AJ i Punk są cudownie uroczy! Oby było ich więcej bo to na prawdę wyjątowa para.
    Właściwie to zaczęłam się zastanawiać dlaczego oni nie mówią do siebie po imieniu, bo ich ringowe imiona są oczywiście zmyślone. W blogu to raczej żeby się połapać, ale na serio to jestem tego ciekawa.
    Chyba podejrzewam co zrobił Roman. Zamienił swój wynik z testu na sterydy z Deanem.
    Haha! Ta dyskusja o kolorze włosów Ambrose'a była dobra. Przypomniało mi to mój któryś poprzedni komentarz.
    Właśnie! Komentarz ode mnie otrzymujesz i to nie tylko kropkę, bo jestem Twoją najwierniejszą fanką i potwornie się cieszę, że masz pomysły aż na tyle wpisów! To niesamowite, motywujące i inspirujące dla mnie jako bloggerki.
    Z niecierpliwością czekam na następny wpis :) I haha! Tym razem nawet mi nie zaspojlerowałaś w końcówce! Hurra!
    Przesyłam pas WWE Womens Champion wydzielający wenę. Gdy go założyż do pisania rozdziały przyjdą same!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W realu pewnie mówia do siebie po imieniu, ale tutaj byłoby to mylące, dlatego tego nie zastosowałam. No od teraz to dla Punka i AJ jest z górki, bo będą się pojawiać regularnie.
      Uznałam, że nie można zakłamywać prawdy i czas poruszyć temat koloru włosów Ambrose'a.
      Dzięki za pas. Doszedł już pocztą XD

      Usuń
  2. A ja czytam, ale z opóźnieniem. Dużym opóźnieniem. U mnie to norma, że zawsze narobię sobie zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty mendo ruska jedna. Zakończysz tę historie wymówką jak większość bloggerek "nie mam weny" a to mnie dobije tak jak Dean Ambrose vs. Aj Styles.
    Płaczę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zakończę tak tej hostorii. Mam zamiar ją pisać niezależnie od tego ile osób ją czyta i mam już sporo rozdziałów wprzód. I nie do końca wiem, czy to był hejt?

      Usuń
  4. Nie był hejt. Wolę mieć pewność żę opowiadanie na mojej liście numer 1 niezostanie zakończone w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę by April pojawiała się częściej. Jest pozytywnie szalona tak jak Ambrose.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następna część?

    OdpowiedzUsuń

Witaj wierny fanie WWE. Jeśli udało Ci się przebrnąć przez moje wypociny, tu możesz wyładować na mnie swoją frustrację za niszczenie tej pięknej dziedziny sztuki jaką jest literatura :)

Template by Elmo