wtorek, 26 lipca 2016

007. The Architect mind.

   

     Czyjeś głośne chichoty wybudziły go w środku nocy ze snu.
   Westchnął głośno. Naprawdę nie czuł się dobrze w tym busie, a fakt, że teraz nie może nawet normalnie spać, był nie do zniesienia.
   Wiele czynników składało się na jego złe samopoczucie. Chociażby jego klaustrofobia. Jego pokój był naprawdę malutki. Jak na pokój w busie, wcale nie był taki mały, ale dużo miejsca zajmował tu dwa piętrowe łóżka i duża szafa, przez co chłopcy ledwo się w nim mieścili. Poza tym było tu tylko jedne, małe okno, co wiele nie pomagało. Seth okrutnie pocił się, gdy tu był. To jakaś automatyczna reakcja jego ciała, tak bardzo wyczulonego na małe pomieszczenia sprawiała, że tak się działo. Jakże cieszył się, że spędzają w tym busie góra dwa dni tygodniowo, bo inaczej, chyba by tu nie wytrzymał.
   I nie tylko z tego względu by tu nie wytrzymał. Został wrzucony w sam środek gniazda os. Dzielił pokój z CM Punkiem, który gardził wszystkimi, którzy, jak to ujmował: Lizali Vince'owi dupę. A fakt, że Seth był częścią The Authority sprawiał, że traktował go jak szczura. Nie tyle traktował, bo Philip nie miał w zwyczaju nawet się do Rollinsa odzywać, ale jego ostentacyjne zachowania wobec niego mogły zostać odbierane tylko w jeden, nieprzyjemny sposób. Ale to nie Punk był najgorszym z problemów Setha. Nie należy zapominać o tym, że ten pokój zamieszkiwali również Roman i Dean.
   Dean był najgorszym koszmarem sennym Setha. Nienawidził go tak bardzo, że gdyby ta nienawiść mogła zabijać, Seth padłby martwy już parę razy. Niestety, w przeciwieństwie do Punka, Dean nie omieszkał odzywać się do Setha, każde zdanie opatrując formułą specjalnościową dla Rollinsa typu: łajzo, śmieciu, zdrajco, dupku... i brunet mógłby wymieniać tak w nieskończoność, a i tak nie powiedziałby wszystkiego. Słowa nie raniły jednak Rollinsa. Teraz już nic go nie raniło. Egzystencja Deana była dla niego po prostu... niewygodna i irytująca. Czemu? Bo głównym życiowym celem Ambrose'a było uprzykrzyć mu życie. I Seth ani trochę nie żartował. Dwa dni temu wszystkiego jego skarpety znalazł podziurawione, tydzień temu, Dean akurat musiał myć ręce w ciepłej wodzie w kuchni, w czasie, kiedy Rollins się mył, co zaskutkowało tym, że Seth został potraktowany lodowatą wodą, a dwa tygodnie temu, w jego napoju izotonicznym, nie wiedzieć skąd znalazł się lek na przeczyszczenie. 
   Dobrze, że przynajmniej Roman daje mi spokój. Roman był tym typem człowieka, który wybaczał, ale nie zapominał. Traktował Setha jak zwykłego, neutralnego lokatora, choć w każdym jego geście dało się wyczuć chłód. 
   - Cholera jasna! - zaklął pod nosem Seth, nerwowo uderzając pięścią w metalową ramę swojego górnego łóżka.
   Zza ściany ciągle dobiegały go krzyki i chichoty. Cholerna Becky i jej głupie, nowe koleżanki
   Chcąc nie chcąc, Seth wstał do pozycji siedzącej i spojrzał na wiszący nad drzwiami zegar. Była druga w nocy, ale w ich pokoju dalej paliła się mała lampa. Na górnym łóżku obok siedział Punk, wystawiając głowę przez uchylone okno, jak zawsze popalając papierosa. Tym razem starał się nie dymić w pokoju, bo to zawsze kończyło się nieprzyjemnymi wymianami zdań z Romanem, który był wyjątkowo wyczulony na zapach dymu papierosowego, bo sam był niepalący. Pod nim, zakryty kołdrą od pach w dół leżał Ambrose, ze słuchawkami w uszach oglądając coś na swoim smartfonie. Jego prawa ręka niebezpiecznie poruszała się pod kołdrą. Seth nawet nie chciał wiedzieć, co Lunatic ogląda. Pod nim spał Roman. Choć zapewne wcale nie spał, bo Rollinsa dochodziły z dołu ciche dźwięki Nirvany wydobywające się z od dawna zepsutych, przepuszczających dźwięk słuchawek Reignsa. 
   Gdy kolejna salwa śmiechu dobiegła uszu Setha, chłopak postanowił, że tego nie popuści. Jednym sprawnym ruchem zeskoczył z łóżka. Podłoga busa była cienka, a cały bus aż poruszył się przy upadku Setha na ziemię. 
   Chłopak wyszedł z pokoju, dziękując Bogu, że jego przyjaciele byli zbyt zajęci swoimi sprawami, by rzucić mu jakąś wredną uwagę. Byli przyjaciele. Upomniał się w duchu. Wtedy weźmiesz w ręce to krzesło... Ten jakże dobrze znany mu głos znów nasunął mu się na myśli. Tak często go prześladował. A za każdym razem, gdy sobie to przypominał, czuł się, jakby zanurzał się wannie pełnej kostek lodu.
   - Możecie się zamknąć?! - ryknął, wychylając się przez drzwi do pokoju dziewczyn. 
   Z irytacją przyuważył, że dziewczyny dopiero się rozkręcały. Siedziały we trzy na jednym, pojedynczym łóżku Becky, z szerokimi uśmiechami na twarzach. Wyglądały wyjątkowo... dziwacznie. Becky jak zawsze mała na sobie męską piżamę, składającą się z szerokich spodni i stanowczo za dużej koszuli w szkocką kratę, ta wysoka blondynka, miała na sobie króciutki, biały, luźny top, z nadrukiem puchatego misia na piersiach, krótkie, szare spodenki i długie skarpety w szaro-turkusową zebrę. Ta najmniejsza, najbardziej drażniąca z nich wszystkich ubrana była w całościowy, puchaty kostium tygrysa, zapożyczony ewidentnie od Lynch, bo jeszcze niedawno, to tego małego rudzielca Seth widział w tym stroju. Razem wyglądały jak magazyn osobliwości.  
   Trzy idiotki w jednym pokoju. Rollins wcześniej miał trochę nadziei, że może chociaż te nowe lokatorki okażą się normalne, jednak bardzo łatwo można było zarobić sobie na desympatię bruneta, a dzisiejszymi rykami, tym dwóm się to udało.
   - Niektórzy chcą tu spać! - krzyknął znów, lecz dziewczyny, całe czerwone od ataków śmiechu nie wyglądały, jakby się nim przejęły.
   - Spadaj, dęciaku, to mój pokój. - Becky osobiście nic do Setha nie miała, jednak była osobą, która nie lubiła naruszania jej przestrzeni prywatnej, dlatego tak ostro zareagowała na atak Rollinsa.
   - Ale ja chcę się wyspać - odpowiedział jej brunet. Jego włosy naelektryzowały się podczas snu, przez co teraz zapewne wyglądał, jakby uderzył go piorun, a niesforne kosmyki wpadały mu do oczu.
   - Seth, daj spokój, masz dwadzieścia pięć lat, powinieneś o tej godzinie jeszcze szaleć. Idź sobie do busa R-Trutha i zobacz co on wyprawia. A Truthie jest już po czterdziestce. - Becky ściszyła trochę swój ton. 
   - Mogę robić ze swoim życiem co chcę. Poza tym Dean, Roman i Punk też siedzą w pokoju - bronił się Rollins, mimo iż ta rozmowa zaczęła go okrutnie irytować. Co ta pannica sobie wyobraża, żeby mówić tak do Setha Rollinsa?! Architekta The Shield i członka The Authority?! Tego było już za wiele.
   - Tak, ale oni wczoraj w nocy w ogóle nie spali. A ty się robisz starym, zgrzybiałym dziadygą. 
   - Wiesz co? - zapytał nerwowym tonem Rollins, niebezpiecznie grożąc dziewczynie palcem. - Zrobię z wami porządek, mam tego dość!
   Trzasnął drzwiami i opuścił pokój dziewczyn. Nikt nie będzie mu mówić, jak ma żyć! A już szczególnie nie to babochłopskie zero. On się tu liczył, on był kimś. Co takiego ona osiągnęła? Nie potrafiła nawet pokonać tej tępej Charlotte i jej starego. On był mistrzem. Co z tego, że Roman nosił teraz jego tytuł? To nic nie znaczyło. Gdyby nie ta kontuzja, Seth dalej byłby mistrzem. Reigns jest tylko marionetką, która przez jego nieobecność przetrzymywała jego tytuł. Ale on go zdobędzie. Znów zostanie mistrzem. Ba! Jakie tam znów. On wciąż jest mistrzem. Na Money in the Bank, odbierze po prostu swój pas z rąk tej wielkiej kupy mięcha, bez szarych komórek. 
   Wiedział, co musi zrobić. Groźby Setha Rollinsa nie były słowami rzucanymi na wiatr. Miał zamiar w tym momencie iść do Stephanie i zrobić z tym towarzystwem porządek. Wpadł jak huragan do pokoju. Impet, z jakim do niego wkroczył, sprawił nawet, że Roman na chwilę zdjął słuchawki i spojrzał w tył ku drzwiom wejściowym. Gdy jednak ujrzał w nich Setha, pokręcił tylko z dezaprobatą głową i wrócił do słuchania Nothing else matters
   Seth rzucił się do swojej szuflady z ciuchami. Wypadałoby wcisnąć się w jakieś spodnie i koszulkę, bo Triple H mógłby być nieco zły, jeśli Seth stanąłby przed Stephanie w bokserkach. Wciągnął pierwsze lepsze dresy, jednak gdy chciał wcisnąć się w białą koszulkę, zauważył na niej nierówne dziury, jakby wycięte nożyczkami. Chłopak rozłożył całą bluzkę. Na plecach niechlujnie wycięty został napis scumback. Seth obrócił się z furią w oczach w stronę Ambrose'a i mocnym szarpnięciem ściągnął chłopakowi słuchawki.
   - Co to, kurwa, jest?! Ty już naprawdę masz Spongeboba zamiast mózgu?! - wrzasnął na blondyna, podstawiając mu pod nos zniszczoną koszulkę. Mina Ambrose'a nie wyrażała jednak żadnego przejęcia.
   - Ej, dupku, przeszkodziłeś mi w...- Seth dopiero teraz zauważył, że ręka Deana dalej jest pod kołdrą w okolicach miejsc strategicznych. - Przeszkodziłeś mi.- dokończył szybko.
   - Gówno mnie to obchodzi. - odwarknął Seth. - Co to ma być, do jasnej cholery? - Seth potrząsnął trzymaną w dłoni koszulką.
   - Uznałem, że przydałaby się mała zmiana, by dobrze wpasowywała się w twój styl bycia. - Roman parsknął krótko śmiechem, tym samym wydając się, że tak naprawdę wyłączył już muzykę i teraz przysłuchiwał się z uwagą kłótni dawnych tarczowników.
   Seth nic nie odpowiedział. Zapewne wymyśliłby bez trudu jakąś ciętą ripostę, bo pomimo znikomej sympatii wszystkich tych baranów, był inteligentny. Tyle, że nie chciało mu się tego znów robić. Do Ambrose'a i tak nic by nie doszło, więc jaki to ma sens?
   Chłopak zasztyletował jeszcze blondyna wzrokiem na odchodne i cisnął mu koszulką w twarz. Ambrose powoli ściągnął z twarzy koszulkę i rzucił ją na podłogę z tą swoją irytującą miną.
   Seth trzasnął głośno drzwiami, wychodząc z busa.
   - Ej, ciulu, niektórzy chcą tu pokontemplować w spokoju! - krzyknął do niego przez okno CM Punk, jednak Seth nie silił się na odpowiedź.
   Szczerze powiedziawszy miał już dość. Był nerwowym człowiekiem, a w tym momencie frustracja buzowała w nim niczym woda w czajniku. Był członkiem The Authority, a czasami miał wrażenie, że wciąż jest za coś karany. Jakby dalej sądzili, że współpracuje z The Shield. Nonsens! A jednak, tkwił ciągle w busie z dawnymi członkami The Shield, a Stephanie jakby na złość zapychała ich pojazd coraz to nowszymi lokatorami. Najpierw Punk, który, bądź co bądź mocno podłożył się wszystkim McMahonom, później Becky, dziewczyna, która zasłużyła sobie na niechęć Stephanie, nie potrafiąc dobrze wykonać jednego powierzonego jej zadania, a teraz te dwie? Za chwile nie będzie się gdzie tu ruszyć.
   Poza tym, Seth nie był głupi i widział, co się dzieje. No Noobs Bus, stał się miejscem dla tych wszystkich wyklętych przez The Authority. Tylko, co tam w takim razie robił Seth? To pytanie nurtowało go. Zżerało od środka. Ale nie miał odwagi spytać o to ani Steph, ani Huntera. Czuł od nich chłód, jakby wciąż był na cenzurowanym. Ale przecież dowiódł już swej wierności, więc czego jeszcze chcieli? Wtedy weźmiesz w ręce to krzesło...
   Idąc parkingiem w stronę busa HHH'a i Steph od razu pożałował nie ubrania żadnej bluzki. Parking znajdował się pod ziemią, jego wjazd był jednak otwarty i zimne podmuchy wiatru bardzo łatwo się tu dostawały. Ciało Setha naszła gęsia skórka.
   Nie musiał się rozglądać, by wiedzieć, że mimo późnej godziny, parking wciąż tętnił życiem. Wszyscy rozmawiali i dowcipkowali w swoich busach. Tylko nie Seth. Nie potrzebni mi przyjaciele, zaprzysiągł sobie w duchu. Minął po drodze podśmiewające się bliźniaczki Bella w towarzystwie Daniela Bryana, dziewczęta ubrane w piżamy kierowały się w stronę swojego busa. Parę metrów dalej, opatuleni w grube bluzy z kapturami, opierając się o maskę stali Cena wraz z Ortonem, żywo o czymś rozmawiając, co Seth wyniósł po dynamicznej gestykulacji Ortona. Cena jedynie słuchał, co jakiś czas pociągając łyk piwa z butelki. Z busa R-Trutha słychać było jego kolejne, okrutne dla muzyki solówki, a dźwięków dochodzących z autobusu Natalyi i TJ'a Seth wolałby nie słyszeć.
   Seth nawet nie pukał do busa McMahonówny. I tak w niczym by im nie przerwał. Plotki o kłopotach łóżkowych Huntera i jego żony rozeszły się niedawno tak szybko, że chłopak nie zdziwiłby się, gdyby nawet Vince słyszał te plotki.
   - Co ty tu robisz o tak późnej porze Seth? - zdziwiła się Stephanie, wychodząc z łazienki. Seth o mało nie spadł z wejściowych schodków gdy zobaczył zieloną maź porywającą jej twarz. Wyglądała jak potwór z bagien. Przez chwilę brunet prawie pomylił ją z Vicky Guerrero.
   - No i dlaczego wchodzisz tu jak do obory, ni dobry wieczór, ni pocałuj mnie w dupę? Co to w ogóle znaczy? - Hunter wyszedł tuż za swoją żoną z łazienki. Połowę jego twarzy pokrywała pianka do golenia. Mogło się to wydawać dziwne, że Steph i HHH oporządzają się dopiero o takiej porze, ale zważając na to, iż brunetka musiała kontrolować Raw, a Hunter trzymać pieczę nad NXT, co z pewnością wymagało od nich wiele czasu, perspektywa ta przestawała być taka dziwna.
   - Dobry wieczór. - Seth miał dużo większą ochotę powiedzieć: pocałuj mnie w dupę. - Co to w ogóle ma wszystko znaczyć?
   - Chyba powinnam tobie zadać to pytanie. - Steph wyraźnie wyczuwała, o co Rollinsowi chodzi, chciała po prostu znów zagrać w jedną z tych swoich gierek. - Najeżdżasz na nasz bus jak jakiś dzikus a potem zaczynasz sypać pretensjami?
   - Czemu przydzieliłaś te dwie do mojego busa? -  Seth totalnie zapomniał, że przy pannie McMahon musi trzymać swe wybujałe emocje na smyczy, bo niebezpiecznie jest się na nią unosić. A bliska obecność Huntera wcale nie łagodziła sytuacji.
   - Ponieważ Becky już parę miesięcy upraszała się u mnie o jakieś damskie towarzystwo, więc dlaczego miałabym nie spełnić jej prośby, skoro miałam okazję? - Steph skrzyżowała ręce na piersiach. O jasny huj, to poza bojowa...
   Seth jednak nie był tchórzem, co regularnie musiał udowadniać od czasu rozpadu The Shield. I nie miał zamiaru skapitulować pod wpływem palącego spojrzenia Stephanie. Na szczęście chociaż HHH wrócił już do łazienki.
  - Nie rób ze mnie idioty, Steph, obaj doskonale wiemy, że nie chodziło tu o Becky. Czemu właściwie ja ciągle mieszkam z nimi w tym busie? Powinienem dostać jakiś inny, lepszy przydział, Jestem częścią The Authortity! - wyrzucił z siebie Seth, chociaż już w połowie wypowiedzi zrozumiał, że to jednak zły pomysł.
   - Wiesz, Seth, powiem Ci, czemu wciąż tam jesteś - spojrzała mu ostro prosto w oczy - bo nie umiesz się dostosować i nie wiesz, gdzie jest twoje miejsce. To ja i Paul jesteśmy The Authority i my decydujemy, kto gdzie jest. A ty nie masz w tej sprawie nic do gadania. Jesteś tam, gdzie powinieneś. Zrozumiałeś?
   Seth zamknął na chwile oczy. Szmacą mnie. Ewidentnie mnie szmacą... Szybko jednak wyrzucił z siebie tę myśl. Przecież to nieprawa. Doceniali go. I Hunter i Steph. Po prostu okazywali to w bardziej... szorstki sposób. Był dla nich ważny. Tak. Na pewno był...Po co ściągaliby go z The Shield, jeśliby nie był? Po co daliby mu wtedy tą walkę o mistrzostwo. Chcieli go i był im potrzebny. Ty ich nie potrzebujesz, ale oni ciebie tak.
   - Tak, zrozumiałem - odpowiedział potulnie chociaż jego temperament gotował się w środku, gotów do słownej przepychanki z niezatapialną McMahonówną. Ale nie należało zapominać, że to krew z krwi Vince'a. Co jasno oznaczało, że inne prawdy niż prawdy rodziny McMahon i tak do niej nie trafią. Kurde, ten HHH to się nieźle ustawił. Gdybym tak był parę lat starszy...
   - No to w takim razie łaskawie może ruszysz swoje cztery litery do swojego busa? - Hunter objął swoją żonę w pasie i rzucił Sethowi wściekłe spojrzenie, które miało chłopakowi zakomunikować, że jeśli zaraz stąd nie zniknie, on sam go stąd wykopie.
   Rollins odwrócił się na pięcie i wyszedł z busa. Wiedział, że powinien zastosować się do rady HHH'a, ale był zbyt wściekły, by jeszcze pogarszać ten stan patrzeniem na Ambrose'a. Musiał się jakoś rozładować, a znał tylko jeden skuteczny sposób, by to zrobić.
   By dojść do małego, zielono-żółtego busa musiał przejść praktycznie cały parking i znów patrzeć na tych wszystkich roześmianych ludzi, co doprowadzało go do szału. Na szczęście cel jego wędrówki uspokajał go.
   Drzwi busa były otwarte, pomimo zgaszonego światła. Jakżeby inaczej? Łatwiej było uciec z Alcatraz niż włamać się na parking strzeżony przez świtę Vince'a McMahona. Pod tym względem federacja bardzo dobrze ich traktowała. W sumie zawodnicy czuli się tu na tyle bezpiecznie, że niektórzy z dłuższym stażem zdążyli zapomnieć o istnieniu wynalazków takich jak zamki w drzwiach.
   Chłopak cicho jak cień wpełzł do jedynej w busie sypialni, dużo większej niż pokój jego i jego trzech współlokatorów i przede wszystkim, tylko z trzema łóżkami. Dwa z nich były puste, ale na trzecim, tak jak Seth się spodziewał, dziewczyna słodko drzemała. Połowa jej ciała wystawała zza cienkiego przykrycia, przez co Seth widział jej czarny stanik i krótkie spodenki, jakie miała na sobie. Jej zazwyczaj idealne włosy były teraz w nieładzie, otaczając niemal całą poduszkę. Bez makijażu nie jest aż tak zachwycająca. Ten fakt nie umknął oku Setha.
   Brunet schylił się nad dziewczyną, tak mocno się do niej zbliżając, że mógł niemal policzyć jej rzęsy. Potrząsnął delikatnie jej ramię, a dziewczyna powoli zaczęła uchylać powieki.
   - Seth...? - zapytała sennie wpatrując się w twarz chłopaka. Nie była zbyt zadowolona z tej pobudki, ale nie przeciwstawiała się.
    Seth wszedł w nią szybko i... nie ukrywajmy... bardzo płytko.Nie miał ani sił, ani ochoty dziś się starać. Chciał się po prostu rozładować, nie zależało mu na niczym innym. Potrzebował tego, by móc zasnąć tej nocy. Przez jakiś czas poruszał się w niej rytmicznie, czerpiąc z tego znikomą przyjemność, podobnie jak dziewczyna co jakiś czas zwieńczająca wszystko cichym stęknięciem. Gdy skończył zszedł z niej niemal natychmiastowo i nałożył z powrotem swoje spodnie.
   Podpalił jej i sobie papierosa po czym usiadł na fotelu naprzeciwko łóżka.
   - Nie walczyłaś dziś - zauważył, niezbyt odkrywczo z resztą. Ale dopóki nie wypali całego papierosa nie zamierzał wyjść, a rozmowę trzeba było jakoś zagaić.
   - Tak. Miałam zamiar przez chwilę tam wyjść i poskładać trochę Charlotte, ale uznałam, że te dwie nowe całkiem nieźle sobie radzą - odparła Sasha, podciągając kolana do piersi.
   Istota ich relacji była tak skomplikowana, a zarówno tak prosta, że nawet Seth jej nie rozumiał. Tak naprawdę, na codzień nawet się nie lubili i na backstage'u mijali się obojętnie. Łączyły ich tylko noce. To był prostu układ. Jeśli któreś z nich było nerwowe, przychodziło, lub wołało drugie i na tym koniec. Sytuacje ułatwiał fakt, że Sasha w sumie mieszkała prawie sama, bo Summer Rae zdecydowała się na własną rękę dojeżdżać na wszystkie gale, by czas pomiędzy nimi spędzać z rodziną, a Nikki Bella prawie każdą noc spędzała w osobistym busie Johna Ceny, odkąd to jej bliźniaczka Brie wraz ze swoim mężem wynajęli własny bus małżeński.
   - Ach, te. - Seth wzdrygnął się. - Mieszkam z nimi.
   - Żartujesz? Przecież wy i tak już mieszkaliście w piątkę. To śmieszne. - Sasha zaciągnęła się mocno. Nie paliła dużo, ale ostatnio zaczęła to robić razem z Sethem do towarzystwa.
   - Mnie to mówisz? Siedzę w The Authority już tak długo, że dawno już zasłużyłem sobie na jakieś przeniesienie. - W głosie Setha wyczuć można było dużą nutę frustracji. Chłopak już nieco rozładował się, ale pomimo to cała ta sytuacja była trudna. Przestań pieprzyć. Jesteś Seth Rollins. Dla ciebie nic nie jest trudne. Ty zawsze jesteś na szczycie góry.
   - Powinieneś porozmawiać o tym ze Stephanie, albo Hunterem. Eventualnie z Shane'em, on zazwyczaj jest bardziej pomocny w takich sprawach - doradziła mu Banks, powoli wypuszczając dym z płuc. Była kuzynką Snoop Dogga, więc Setha wcale nie dziwił fakt, że pomimo nieczęstego palenia, nawet najmocniejsze papierosy Rollinsa nie robiły na niej wrażenia.
   - Myślisz, że nie rozmawiałem? - odparł napastliwym tonem. Nie czuł się w obowiązku być dla Sashy miły. Parę wspólnych numerków na rozluźnienie nie sprawiało, że miał od razu być dla niej dobry. Seth nie czuł się winien nikomu ani szacunku, ani nawet godnego traktowania, dlatego tylko najwięksi śmiałkowie byli gotowi raz na jakiś czas zagadać go na backstage'u.
   - To bez sensu. Punk to już praktycznie legenda, to kwestia kilku miesięcy kiedy dostanie się w końcu do hall of fame, więc powinni mu okazać trochę więcej szacunku w traktowaniu go. Powinien już dawno mieć własnego busa, a fakt, że po jego buncie parę lat temu mu go zabrali to jakaś kpina. Dean, Roman i Becky to w miarę zgrana ekipa do jednego busa, tylko nie wiadomo czemu wepchnęli tam ciebie. Chyba chcą na siłę doprowadzić do reaktywacji...
   - Zamknij się! - ryknął Seth, a dziewczyna przyciągnęła kolana jeszcze bliżej klatki piersiowej. - Nawet nie kończ. Jesteś głupia, skoro sądzisz, że cokolwiek takiego mogłoby dojść do skutku. - Ton Setha wyrażał czystą pogardę wobec samej perspektywy reaktywacji... uh, nawet przez myśl mu to nie przejdzie.
   - Ja nic nie sądzę, Seth, nie musisz mi pokazywać, jakim jesteś bucem - odwarknęła Banks. Nie dawała sobie w kaszę dmuchać, tak jak dawniej Zahra czy nawet Summer, którą raz czy dwa udało mu się przelecieć.
   Brunet wyrzucił za okno niedopałek papierosa.
   - Idę, nie chcę jutro być chodzącym trupem - odparł po czym wyszedł z busa. Wielka panna Legit Boss nie była nawet łaskawa rzucić mu cokolwiek na pożegnanie.
   Musiał spędzić sporo czasu u Sashy, bo wracając, nie było mu już zimno. Było mu piekielnie zimno. Nagle czyjaś ręka dotknęła jego ramienia. Seth aż podskoczył. Obejrzał się do tyłu.
   - Kane, co ty robisz, do cholery?! - zapytał, starając się jak najmocniej ściszać głos, by nie pobudzić połowy parkingu.
   - Szukam cię wszędzie. Czemu nie było cię w busie? - odpowiedział pytaniem na pytanie Wielki Czerwony Potwór. - Z resztą, nieważne. Chodź. Musisz coś zobaczyć.
   Seth z jednej strony cieszył się, że Kane nie drąży tematu jego nieobecności w busie, z drugiej jednak nie podobało mu się zachowanie mężczyzny, który po prostu szarpnął go za przedramię i prowadził za sobą, niczym niegrzecznego ucznia.
   - Spójrz. - Kane w końcu wypuścił go ze stalowego uścisku, gdy doprowadził go pod sam bus The Authority.
   Pierwsze, co Seth zauważył, to fakt zebrania się w jednym miejscu całego The Authority. Dopiero potem spojrzał w stronę, w którą mknęły wszystkie spojrzenia. Na tyle autobusu, farbami do grafitti, ktoś niezgrabnie nabazgrał wielki napis: Spear.
   - Kiedy to się stało? Co to w ogóle jest? - zapytał, przyglądając się bliżej.
   - Zauważyliśmy to dopiero przed chwilą - odparł Hunter. - Poza tym farba jest jeszcze świeża.
   - To wygląda, jak jakaś zapowiedź, groźba - powiedziała Stephanie, opierając się o ramię HHH'a.
   - Ale kto mógł to zrobić? - dumał Kane.
   - Nie bądźmy śmieszni, wszyscy wiemy kto. - Seth zaśmiał się ponuro. - I zapłaci za to.

--*--
Hej! Wasz niszczyciel literatury wrócił!
Miałam dość pisania z perspektywy dziewczyn i uznałam, że jeżeli opo będzie wielowymiarowe, to będzie ciekawsze. I dlatego macie tu Setha. Dość łatwo mi się pisało ten rozdział. Zawsze jakaś odmiana. Nie rozpisuję się, bo dalej jestem w szoku po drafcie... 
do następnej notki,
Sleepka :) 

6 komentarzy:

  1. To faktycznie była miła niespodzianka. Na pewno ciekawiej będzie czytać o tym co o całej sytuacji myślą chłopaki.
    W tym rozdziale było sporo, hmm... ciekawych scen? No dobra, nie bęfę pitolić i po prostu napiszę, że nie bardzo mi się to podobało.
    Od ostatniego czasu zaczęłam na prawdę bardziej szanować Seth'a. Nie jest już takim egoistą jak kiedyś (przynajmniej tak mi się wydaje).
    Sasha... Faktycznie tylko ona w miarę pasuje do Rollinsa.
    Jestem ciekawa o czym dziewczyny tak chichotały. W następnym? Może coś wzięły i to one napisały "spear" na busie?
    Ach, a ja jak zwykle do tyłu! Chyba będę musiała się z tym pogodzić.
    Yay pierwsza! Twoja wierna fanka <3 Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię Setha, i podziwiam jego zdolności, ringowe, ale nie ma co się oszukiwać. Od swojego ostatniego title reignu wiele się nie zmienił,co widać chociażby po numerze z krzesełkiem na ME Battleground.
      A ja opisuję to tak, jak ja to widzę, nie musisz się ze mną zgadzać, ale...hmm... moim zdaniem Seth jest pieskiem na posyłki Steph i zapewne jak przestanie się dobrze sprawować, to ona go kopnie w tyłek. Jeśli jakimś cudem przegra z Balorem na SSlam, to zapewne przestanie być "pupilkiem".

      Usuń
  2. Okej, był Seth. Było fajnie <3
    Ale trójka dziewczyn w jednym pokoju to naprawdę mocne połączenie i na pewno utrudniające życie XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Sesha Bellins! :D Nie, nie cieszę się, Seth jest mój! ( nie,nie jest i nie chcę by był, mam swojego mena xddd) Nie lubię Sashy.
    Biedny Sethie, taki zagubiony i niepewny swoich emocji. To przykre :c i jest taaaaakim dupkiem. Roman jest idealny. Cudowny, słodki gentelman. Jestem zachwycona! A Dean.. Kurwa ( sory ), lepiej bym tego nie ujęła! Świetny !
    Jutro czytam dalej, miłego poniedziałku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię Sashy, ale jal nie ona to kto do Setha? No chyba nie Dana albo Charlotte XD

      Usuń

Witaj wierny fanie WWE. Jeśli udało Ci się przebrnąć przez moje wypociny, tu możesz wyładować na mnie swoją frustrację za niszczenie tej pięknej dziedziny sztuki jaką jest literatura :)

Template by Elmo