wtorek, 12 lipca 2016

005. One Chance Match.

  
   Tara powoli, z rosnącym przerażeniem przyglądała się wściekłej twarzy przyjaciółki, szybko przenosząc wzrok na punkt, w który spoglądała Eveline. Zegarek! Nie wierzę... Przez chwilę Tara miała nadzieję, że może Eve odpuści, wykłóci się o niego jutro. Ale o czym my gadamy? To niemożliwe. Eveline zbyt dużą wagę przykładała do tego starego rupiecia.
   Zanim zdążyła pozbierać do kupy wszystkie myśli, Eveline zdążyła wstać. I, o Bogowie, zbliżać się coraz bardziej do barierki. Tara wstała i złapała koleżankę za nadgarstek, próbując ją zatrzymać, ale Eveline była jak w transie. Jednym, silnym szarpnięciem wyszarpała rękę z uścisku przyjaciółki i zaczęła przechodzić przez barierkę.
   Na całej arenie panował wielki gwar i bałagan, dlatego nikt, łącznie z Charlotte puszącą się teraz wraz ze swoim pasem na ringu, nic nie zauważył. To była kwestia zaledwie kilku sekund, kiedy, ni z tego ni z owego, na ring wbiegła wysoka, chuda blondynka i szarpiąc Charlotte za włosy, z całej siły uderzyła jej głową o matę.
   O matko święta! Tara nie wiedziała, co robić. Role zawsze były odwrócone. To ona dawała się zawsze ponieść emocjom, a Eveline wtedy zawsze zapanowywała nad sytuacją. Torba wypadła Tarze z rąk z łoskotem na podłodze.
   Nikt nie wiedział, co się dzieje. Łącznie z mistrzynią i jej pomocnicą. O dziwo, już zebrana publiczność podeszła do tego raczej spokojnie.
   - Mamo, co ta pani robi Charlotte? - Usłyszała parę miejsc dalej głos małego chłopca.

   - Nic, kochanie. To wszystko jest tak zaplanowane - odpowiedziała mu matka ze stoickim spokojem. Myślą, że to inscenizacja.
   W tym czasie Charlotte na ringu starała się zasłaniać twarz przed dzikimi ciosami zadawanymi Eveline. Tara zauważyła, że powoli, ostrożnie, od tyłu zbliża się do niej Dana. Na to nie mogła pozwolić. Nie rzuci się na jej siostrę krwi. Mimo iż było to ostatnim, czego sobie życzyła, przeskoczyła szybko przez barierkę niczym łania. Wśliznęła się na ring, wsuwając się na niego pod najniższą liną. Kontakt z matą wywołał u niej gęsią skórkę. Była niemal miękka, tak amortyzująca, jakby umieszczono pod nią całe pole sprężyn. Była też bardzo mocno poślizgowa, o czym Tara przekonała się gdy to wskakiwała na ring. Jej trampki nie były na to przygotowane, i dziewczyna prawie od razu się pośliznęła. Nie chciała jednak zrobić z siebie idiotki, więc chwilową utratę równowagi wykorzystała, by odbić się od jednej z ringowych lin. Odbiła się tak niesamowicie mocno, jak jeszcze nigdy w Penumbrze. To było coś! Tu nawet liny były inne. W każdym razie, siłę odbicia wykorzystała, by uderzyć w szyję Dany Brooke swoim umięśnionym przedramieniem. Blondynka nie miała szans się obronić, bo gdy zorientowała się o nadchodzącym niebezpieczeństwie, przedramię Tary było już parę centymetrów od jej twarzy. Uderzenie było tak silne, że blondynka z głuchym łoskotem upadła na ziemię. 
    Tara próbowała wykorzystać sytuację i złapała Danę za włosy, po czym z całej siły uderzyła jej głową w narożnik. Usłyszała ciche stęknięcie przeciwniczki, zanim ta zwiesiła się bez życia na narożniku. Kątem oka zauważyła, jak Charlotte zaczynała przejmować kontrolę nad sytuacją, zakładając Eveline dźwignię na lewą rękę. Eve krzyczała, ale mistrzyni ogarnięta była furią i nie zamierzała puścić. 
   Tego już za wiele! Słysząc krzyk przyjaciółki, Tara wściekła się. Opuściła otrząsającą się w narożniku z szoku Danę i podbiegła do Charlotte, i silnym szarpnięciem, wbijając jej paznokcie w skórę odepchnęła mistrzyni od swojej przyjaciółki. W tym właśnie momencie poczuła wstrząs w szczęce i o mało nie przegryzła własnego języka. To stopa Dany Brooke, wymierzona idealnie w jej szczękę sprawiła, że dziewczyna padła na ring oszołomiona. Dana szarpnęła ją do góry, próbując podnieść. Rozmyty obraz pokazywał jej, że Eveline odciągnęła Charlotte w inny narożnik. Dana chciała złapać Tarę za szelfki spodni i podnieść. Brunetka szybko jednak się otrząsnęła i całą swoją siłą zaparła się, co sprawiło, że Brooke uniosła ją zaledwie parę centymetrów. Wtedy Tara szybko przejęła kontrolę, kopiąc Danę w brzuch i podcinając tak, że zaryła twarzą o matę. 
   W tym momencie rozległ się alarm, a wokół ringu zaczęła gromadzić się ochrona. No oczywiście, przecież nie mogło być inaczej. Około dziesięciu wielkich osiłków wspięło się powoli na ring i zaczęło rozdzielać walczące dziewczyny. 
   Widownia jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, ze to jednak nie inscenizacja. Ich głośne wiwaty słychać było na całą salę. Charlotte sucks! Charlotte sucks! Charlotte sucks! Tara była oszołomiona tą nagłą zmianą i tym jakże pozytywnym do nich, lub negatywnym do Charlotte nastawieniem. 
   Zanim wymierzyła Danie kolejne uderzenie, dwóch bykowatych ochroniarzy złapało ją za ramiona i siłą zaczęli ściągać z ringu. Na początku starała się wyszarpać z ich uścisku i pokazać Danie, kto tu rządzi. Potem jednak, wiedząc, że nie ma to większego sensu, przestała się szarpać i zaczęła dobrowolnie iść za ochroniarzami. Zastanawiała się, czy pokażą tego powtórkę na właściwym Raw? To byłoby coś. Znajomi z dojo umarliby z zazdrości, jakby zobaczyli ją w Raw spuszczającą łomot Danie Brooke. Ale szansę, że to puszczą, były raczej mierne. Ale jakieś są.
   Tara była pewna, że właśnie teraz gala się dla niej skończyła. Że wyniosą ją za drzwi i wyrzucą na ulicę, jak to zazwyczaj robiono w filmach. Może w jakiejś ciemnej uliczce, by dać jej lekcję. Jeśli los by się do niej uśmiechnął, nie wniosą doniesienia o zakłócanie porządku w czasie publicznych występów. Jeśli jednak to zrobią... Tara może przez kolejne kilka lat najwyżej pomarzyć o jakichkolwiek walkach, niż niskopłatne mordobicie w Penumbrze, a o byciu podrzędnym widzem jakichkolwiek gal WWE, mogła zapomnieć. To się wkopałam. Mogła liczyć tylko na to, że postanowią nie złożyć doniesienia. 
   - Jeszcze cię dopadnę, wredna suko! - słyszała za sobą głos szarpiącej się wciąż z ochroną Eveline. Tara nawet z dumą zauważyła, że jednego ochroniarza udało jej się nawet powalić.
   Dopiero teraz Tara zauważyła, że wcale nie prowadzą jej do wyjścia, lecz... na backstage. Na backstage?! Po co na backstage?! 
   - Co się dzieje? Po co mnie tam prowadzicie? - pytała ochroniarzy, ale nikt nie odpowiedział. Tara nie sądziła, by sami znali odpowiedź na to pytanie. 
   Tymczasem Eveline wciąż była tak wściekła, że nawet nie zauważyła, jak zbliżały się backstage'u. I Tara się temu nie dziwiła. Na samym środku ringu Dana i Charlotte drwiły z nich w najlepsze. Brunetka sama miała ochotę wrócić i obić im te śliczne mordki jeszcze raz. Tyle, że nie chciała pakować się w kolejne kłopoty. I tych miała już za dużo. Starzy mnie zabiją, potem wskrzeszą i zabiją jeszcze raz jak się o tym dowiedzą. 
   Gdy weszli na backstage, Tara nie mogła się nadziwić, jak bardzo to miejsce różni się od głównej areny. Było kompletnie niezagospodarowane, wszędzie walały się skrzynie, głośniki i inne generatory. Na podłodze było pełno kabli. Panował tu raczej obskurny klimat, a przy jasności ponującej na ringu, było tu niemal ciemno. 
   - Dziękuję, panowie, że je tu do mnie przyprowadziliście. Możecie nas już zostawić. - Przemawiał do nich Shane McMahon we własnej osobie! Tara wyczuwała, że wrobiła się w niezłe gówno, skoro syn właściciela federacji chciał się z nią widzieć.
   Na jedno jego skinienie, ochroniarze puścili Tarę i Eveline i zniknęli młodemu McMahonowi z oczu. Shane za to teraz badawczym spojrzeniem badał z osobna każdą z nich, jakby doszukując się ukrytego znaczenia, czy spisku.
   - No dobrze, drogie panie. Widzę, że doszło tu do małej... sprzeczki, która zaskutkowała sporym bałaganem - zaczął, jak dla Tary, stanowczo zbyt grzecznie. - Więc myślę iż biorąc pod uwagę wszystkie okoliczność, mam prawo, a nawet obowiązek poznać wasze imiona. - Nie wiedzieć czemu, gentlemańskie podejście Shane'a przerażało Tarę. Był inny niż ojciec. Vince nie stronił od chamstwa czy bycia palantem, ale zawsze był brutalnie szczery i nigdy nie owijał w bawełnę. Tara jednak mimo to zawsze dostawała odruchu wymiotnego, gdy widziała go całego w skowronkach w telewizji. To chciwy egoista. Dla pieniędzy poświęcił nawet własnego syna na ostatniej Wrestlemanii.
   - Nic nie powiemy bez naszego adwokata -  wyskoczyła nagle Eveline, który najwyraźniej również wyczuwała kłopoty nosem.
   - Hmm... spodziewałem się takiej odpowiedzi. No cóż... same mnie do tego zmuszacie - odrzekł, po czym odwrócił się do Tary i Eveline plecami. - Stephanie! - krzyknął w stronę korytarza.
   Trochę to potrwało, zanim z jednego z pokoi wyszła Stephanie McMahon, dziś ubrana jak zawsze w niebotycznie wysokie szpilki, połączone tym razem z niebieską, rozkloszowaną sukienką. W telewizji ma gładszą twarz.
   - Co się stało braciszku? Znów nie radzisz sobie z obowiązkami prowadzącego? Mówiłam ci już, że się do tego nie nadajesz - powiedziała, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z ekranu smartfona.
   - Nie do końca, Steph. - Shane wydawał się mocno poirytowany tym ewidentnym lekceważeniem. - Powiedz mi, czy to twój pomysł? 
   - Że co? - zapytały na raz wszystkie trzy kobiety.
   - Triple H nie wspominał, że nabawiłaś się ostatnio wady słuchu, Steph. Pytałem, czy te dwie dziewczęta i ich... hmm... występ to kolejna twoja sztuczka, żeby mnie ośmieszyć w oczach ojca? - spytał, tym razem bardziej dobitnie. O ile Stephanie McMahon nie umiała zachować pokerowej twarzy, o tyle i teraz tak było. Na jej twarzy wykwitło czyste zdziwienie. Odłożyła nawet na chwilę swój telefon.
   - Shane, naprawdę chciałabym ci przyznać rację, bo to świetny plan, ale niestety, nie mój. Nie znam tych dziewczyn, choć niewątpliwie muszą być wyjątkowo zuchwałe, żeby wchodzić na mój teren, bez mojej zgody. - Mój teren. Stephanie niemal zaakcentowała te słowa, by pokazać Shane'owi, że Raw należy tylko do niej. Takie ukryte utarczki słowne były bardzo w jej stylu. Tara zawsze zastanawiała się, co tak inteligentna kobieta jak Stephanie robi u boku Triple H'a? O czym można z kimś takim jak on rozmawiać? O nowych modelach młotów?
   Biorą nas za część planu, nowego feudu! Tara nawet nie wiedziała, jak zareagować na ten fakt. To było tak dziwne. Pojawiły się tu znikąd, w sumie tylko przez napad wścieklizny Eveline. Nie były wykupione, ani nic w ten deseń, a ci ludzie uważali je za kawałek nowego, wewnątrz federacyjnego spisku. Niebywałe! Co się jeszcze w jej życiu mogło stać? No co? Zaraz wyskoczy zza skrzyni Dean Ambrose, porwie ją, zabierze do środka jungli i tam zrobi z niej swoją Jane? Nic już jej w ten weekend, w tym mieście nie zadziwi.
   - My... nie jesteśmy wykupione - odezwała się pierwsza Tara, chcąc uniknąć nieprzyjemnego przerzucania się winą pomiędzy rodzeństwem McMahonów. Kolejna kłótnia mogłaby sprawić, że jeszcze ich czyn wzrósłby do rozmiarów zamachu.
   - Kim one są?! - Nagle ich kółko wzajemnej adoracji powiększyło się i dołączyła do nich rozwścieczona Charlotte wraz z depczącą jej po piętach Daną. Włosy i wygląd mistrzyni nie były już tak idealne co paręnaście minut temu. Jeśli ktokolwiek szukałby namacalnej formy wściekłości, Tara posłałaby go właśnie do Charlotte. W sumie było dla niej śmieszne to, że mistrzyni wpadła w szał z powodu dwóch anonimowych, nic nie znaczących dziewuch. - Kim one są?!
   - Spokojnie, Charlotte, nie ma powodu do nerwów. Właśnie próbujemy się tego dowiedzieć. - Shane starał się zachować spokój, ale również miał wyraźnie dość tej całej sytuacji. Samemu ciężko było mu zapanować nad tak wieloma żeńskimi temperamentami. - Dziewczęta, was również proszę o spokój. Obiecuję wam, że jeśli teraz będziecie współpracować, nie zostaniecie pociągnięte do odpowiedzialności. No więc od początku, jak się nazywacie?
   - Nic mnie nie obchodzą ich imiona, mają mi za to zapłacić! - Wrzeszcząca Charlotte doprowadzała Tarę do furii. Miała ochotę znów dać jej w pysk. Jest jeszcze gorsza, niż w telewizji. 
   - Charlotte, twoja eskalacja przemocy nie jest tu potrzebna. Jeśli nie pozwolisz nam normalnie rozmawiać, zaraz przestaniesz brać udział w rozmowie. - Shane tym razem był stanowczy.
   - Ale one mnie zaatakowały! Czy ty wiesz, kim ja jestem? Zdajesz sobie sprawę, kim jest mój ojciec? - spytała, ale tym razem była już na skraju wytrzymałości. Shane ją lekceważył.
   - Myślę,że wszyscy tu doskonale wiemy, kim jest Ric Flair. Ale to nie zwalnia cię od obowiązku słuchania się mnie. Dalej jestem twoim  s z e f e m. - Shane w końcu wyraził w swym głosie siedzące w nim poirytowanie. Charlotte splotła ręce na klatce piersiowej, ucichła. - Spytam więc jeszcze raz o wasze imiona.
   - Teremunde McTudy.
   - Eveline Deery.
   - Kto was nasłał? Dlaczego zaatakowałyście Charlotte? Z jakiej federacji pochodzicie? - Stephanie była o wiele mniej delikatna, nawet nie próbowała opatrzyć wszystkich pytań formułą grzecznościową, tak, jak robił to jej brat.
   - Nikt nas nie nasłał... po prostu...- zaczęła Tara, ale Eveline nie dała jej skończyć.
   - ...ta małpa ukradła mój zegarek! - dokończyła Eveline, niemal sycząc na Charlotte.
   - Ten bezużyteczny śmieć? - zapytała kpiąco Charlotte, zdejmując zegarek z nadgarstka. - Leżał przed drzwiami Enzo i Cassa, spodobał mi się, to go sobie wzięłam, ale masz.- Charlotte rzuciła w stronę Eveline zegarek. - Mam takich setki.
   - Więc chodziło tylko o to, że Charlotte przywłaszczyła sobie rzecz należącą do was? - Shane wyraźnie nie wierzył, w to co słyszał. Z boku to musiało brzmieć naprawdę niedorzecznie. Jak się zastanowić, to to wszystko od początku było niedorzeczne,
   - Do mnie - poprawiła go Eveline.
   Shane westchnął ciężko, szepcząc coś pod nosem. Tara była pewna, że słyszała, jak mówił do siebie: Niewiarygodne. Wiarygodne, czy nie, jednak się stało i patrząc na to wszystko, co wydarzyło się w przeciągu tych kilku dni, Tara marzyła tylko o tym, by wrócić do swojego rutynowego, zwykłego życia w Detroit i już nigdy nie dać się w coś takiego wpakować. Choć walkę z Charlotte i Daną będzie pewnie wspominać do końca życia.
   - Nie interesują mnie pobudki. Chcę przeprosin i... - zaczęła Charlotte, ale Tara prędzej by wybuchła, niż pozwoliła jej teraz dokończyć.
   - Przeprosin? A niby za co? To ty bez pytania wzięłaś ten zegarek! To tylko i wyłącznie twoja wina. Powinnaś nas przeprosić! - Tara zacisnęła ręce w pięści, co było złym znakiem. Jej krucha cierpliwość zaczęła się wyczerpywać. I z każdym słowem mistrzyni zbliżała się coraz bardziej do kresu. 
   - Myślę, że jest tylko jeden sposób, by rozwiązać tę sprawę. - Głos znów zabrał młody McMahon. - Tag Team Match.
   Do Tary to chyba nie doszło. Wydawało jej się, że się przesłyszała. Ja? Walcząca w Raw? Teraz to już mi nikt nie uwierzy... Jej nadzieje szybko jednak zostały zgaszone przez oschłe, biznesowe kalkulacje Stephanie.
   - To niedopuszczalne, Shane. Nie podpisały z nami umowy, nie są naszymi divami, nie znamy ich nawet. Nie godzę się na to.  
   - A niby dlaczego nie? To... byłby powiew świeżości i... 
   - Hej, hej, hej, Shane, przystopuj na chwilę. To my miałyśmy być powiewem świeżości.
   To ich małej wojny znów ktoś dołączył. Tym razem jednak, jako fanka WWE, Tara musiała przyznać, że nie rozpoznaje dwóch nowych rozmówczyń. Były to dwie wysokie murzynki. Włosy jednej z nich zlewały się na ramiona kaskadą loków, druga zaś fryzurę miała blond, przypominającą kask. Nic nie mówiła jej ani pucołowata, niebieskooka twarz jednej, ani pociągła, wychudzona twarz drugiej. Ich kostiumy również nie mówiły jej nic. Ubrane były w jednoczęściowe, kończące się za pośladkami kombinezony o długich rękawach. Całe kombinezony wyklejone były żółtymi, pomarańczowymi i czerwonymi piórkami. W założeniu chyba miały wyglądać jak dwa feniksy. Szkoda tylko, że ostateczny efekt nieco minął się z celem i przypominały bardziej ptaki dodo.
   - Wiecie co? Rozwiążemy tę sprawę inaczej. Triple threat tornado match to chyba jedyna opcja w tej sytuacji.
   Przez chwilę Tara zastanawiała się, czy Shane aby na pewno mówi poważnie. Widząc jego poważną minę, doszła do wniosku, że niestety tak. Wtedy zaczęła się zastanawiać, czy nie postradał już zmysłów przez te wszystkie wojny ze Stephanie? Bardzo możliwe, że tak się stało. Nikt normalny nie wpadłby na coś takiego.
   - Nie obraź się, Shane, a w sumie obrażaj się jak chcesz, ale to najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek słyszałam. - Stephanie miała chyba równie zszokowaną minę, co Tara. Obie uważały ten pomysł za idiotyczny, jednak Stephanie znajdowała się po drugiej stronie płotu, chcąc za wszelką cenę nie dopuścić do walki.
   - A dlaczego? Otwórz się trochę na nowe horyzonty! - Shane wyglądał, jakby naprawdę był dumny ze swojego pomysłu.
   - Shane, nie znamy tych dziewczyn. Nie wiemy nawet, czy potrafią walczyć. Nie mają trenera, menadżera, melodii wejściowej, nigdy nawet nie podpisały z nami kontraktu. Nic o nich nie wiemy, nie mamy ich zapisanych w papierach. Ojciec obedrze nas ze skóry za tak nieodpowiedzialny ruch- skarciła brata Stephanie, o dziwo, w tej materii mając racje.
   - To samo mówiłaś, gdy wpadłem na pomysł Ambrose Asylum, i co? - Shane wyraźnie nie zamierzał dać dziś za wygraną.
   - I dalej uważam, że to idiotyzm, by ten człowiek-protista o jednej szarej komórce i bez nawet minimum odpowiedzialności miał swój talk show. Ambrose to najgorszy wrzód tej federacji! - Nie przesadzaj. Jak dla mnie jest znośny. 
   - W takim razie wrzody nieźle się sprzedają - odgryzł się jej Shane.
   - Hej, hej, przez przypadek razem z Cassem słyszeliśmy waszą małą kłótnię... - ostry głos wciskającego się w krąg w swych skórzanych ogrodniczkach Enzo Amore rozległ się na backstage'u.
   - No nie! Jeszcze was tu brakowało! - Stephanie i Charlotte zawołały chórem. Ich głosy nie były zbyt zadowolone. Żeby nie powiedzieć, że twarz Charlotte zaczęła robić się szkarłatna ze złości. Dana z niepewnością spoglądała na przyjaciółkę. - Enzo, nie wiemy nawet, czy te dwie umieją walczyć! - dokończyła Charlotte.
   - Jak to nie wiemy? Spuściły wam tam na ringu porządny łomot.
   - CO?!
   - No tak, ja też to widziałem! - pomiędzy Enzo i Stephanie wepchnął się z szerokim uśmiechem i w różowych gatkach Zack Ryder. Cała ta kłótnia zaczęła niebezpiecznie brnąć w stronę debaty. Cała sytuacja robiła się coraz to śmieszniejsza z każdą sekundą. Brakowało tu tylko Jeriocho i jego Highlights Reel. - Są genialne!
   - Tak i co mielibyśmy z nimi zrobić, gdyby wygrały? - Stephanie skrzyżowała ręce na piersiach, nie zwracając uwagi na napad szału Charlotte, krzyczącej i ciskającej się jak mała dziewczynka. Wrzeszczała i pewnie już dawno rzuciłaby się na Eveline, gdyby nie fakt, że trzymała ją Dana. Zack i Enzo wyraźnie mieli z tego niezły ubaw. Tak samo jak Tara.
   - Proste, zróbcie im mecz jednej szansy. Jak wygrają, zostają w Raw - odparł Zack, jak gdyby nigdy nic.
   - Ty jednak jesteś idiotą, Zack. Naprawdę sądzisz, że to takie proste? Boże, jak to się dzieje, że ty tu wciąż jesteś?
   - To samo pytanie sobie zadaję jak patrzę na ciebie...- odciął się Zack.
   - Ty mały, wstrętny... - Stephanie zaczęła się rozkręcać.
   - Cisza!!!- zakrzyknął Shane, a resztki jego charyzmy rozlały się po backstage'u. Nawet pirotechnicy ucichli natychmiastowo.  - Plan Zacka jest dobry. Rozegramy pierwszy w histori one chance match. Zasady są proste. Jeśli Charlotte i Dana wygrają, obie pozostałe drużyny odpadają z rosteru, jeśli wy wygracie - wskazał palcem na dwie ciemnoskóre ptaki dodo. - zostajecie w rosterze, a nasze dwie agresorki odpadają z rosteru. Jeśli zaś wy wygracie - tu wskazał na Eve i Tarę. - Zajmujecie ich miejsce w rosterze, a one wracają do NXT.
   - Shane, to szaleństwo...- zaczęła Steph.
   - Pozwolisz, Steph, że sam to ocenię? - spojrzał w stronę Tary. - Teraz wychodzicie na ring. Wasz mecz dołączymy do kick-offu. Nie macie ani strojów, ani piosenki, więc będziecie już stać na ringu, razem z The Fire Sis - powiedział, a Tara zaśmiała się w duchu. The Fire Sis było jedną z najgorszych nazw, jakie słyszała. - Wejście zrobi tylko Charlotte z Daną.
   Odszedł bez słowa w stronę swojego biura, zostawiając wszystkich w ogromnym szoku. Tara doskonale wiedziała, że to już cud. Miały szansę stać się częścią głównego rosteru. Nie mogła w to uwierzyć. Jak to w ogóle było możliwe? Ale nie dała się też zwieść. Cały układ tego one chance team tornado matchu był dla nich najgorszy, bo by tu zostać, musiały wygrać. Nie było innej drogi. Ale w sumie i tej szansy nie powinny były dostać. Tara nie miała zamiaru odpuścić. Nie tym razem. Jeśli jej się uda, zmora studiów medycznych odejdzie na zawsze.
   - Na co czekacie? - warknęła w ich stronę przez zęby Stephanie. - Na ring. I to już.
 
   Stanie na wielkim, miękkim, profesjonalnym ringu Raw. Tara wręcz czuła ten oryginalny zapach. Słyszała szum tłumu, wdychała tę wrestlingową aurę. Nawet nie potrafiła opisać, jak błogo się czuła.
   Cały czar prysł gdy rozległa się muzyka Charlotte, a wielkie telebimy zaczęły ukazywać jej podobiznę. Tara nie znosiła Charlotte i patrzenie na żywo na jej okrutnie zadufane, popisowe wejście przyprawiało ją o mdłości. Zachowywała się, jakby błagała ludzi o uwagę. Prawdziwy mistrz nie musi dowodzić swojej wielkości. Niektórzy jednak muszą, prawda, Rey? spytała siebie w myślach.
   - Szybko, powiedzcie mi jak się nazywacie, albo nazwę swojej grupy, szybko - Jojo, stojąca z mikrofonem na środku ringu nachyliła się do Tary i Eveline.
   - Eee... Bloody Violence. Taka... nazwa.... teamu... - odparła niepewnie Tara. Eve spojrzała na nią krzywo. - No co? Wymyślałam coś na szybko.
   - Przed państwem pierwszy w historii tornado one chance match! Przedstawiamy pierwszych, wyzywających - The Fire Sis! - dwie murzynki ukłoniły się na dźwięk słów Jojo. Entuzjazm widzów był raczej znikomy. - i Bloody Violence! - Tara z Eveline wspólnie wspięły się na narożnik i uniosły ręce. Tu również reakcja widzów była znikoma. - Oraz czempionkę, Charlotte w towarzystwie Dany Brooke! - Dana jak zawsze napięła swe mięśnie rąk, za to Charlotte wykonała pełny szpagat. Cała widownia zakrzyknęła głośno.
   Rozległ się dzwonek ringowy. Walka się zaczęła.
   Tara nie patrzyła na Eve. Ruszyła galopem ku Danie, która w ostatnim momencie złapała ją za barki i rzuciła na matę. Tara straciła równowagę i wywróciła się. Dana wykorzystała to i kopnęła ją z całej siły w twarz. Wierzch jej stopy uderzył prosto w nos Tary, tak mocno, że dziewczyna przez chwilę nie mogła oddychać przez nos. Kątem oka zauważyła, jak Eveline wyrzuca jedną z The Fire Sis przez górną linę z ringu. Dana znów zamachnęła się, by kopnąć Tarę w twarz. Tym razem Tara była jednak szybsza. Złapała nogę Dany parę centymetrów przed swoją twarzą i mocno pociągnęła do tyłu, co zaskutkowało tym, że dziewczyna wyrżnęła twarzą w środkową linę ringu. Póki Dana nie wstała, Tara wstała. Usłyszała za sobą szuranie i szybko wymierzyła łokieć w zęby zbliżającej się do niej od tyłu Charlotte, która siłą rykoszetu wpadła prosto na Eveline i niższą z The Fire Sis.
   Tara, widząc zwisającą z lin Danę, złapała mocno za jej blond tlenione włosy. Wymierzyła kopniaka w brzuch. Dana podskoczyła z siłą uderzenia. Widać było, że nigdy nie biła się w podziemnych barach. Gdyby tak było, kopniaki w brzuch nie byłyby jej straszne. Tara zaczęła przejmować kontrolę. Wzięła Danę pod ramię, a drugą ręką złapała za jej spodnie. Napięła silne mięśnie swoich rąk i podniosła Danę, zakładając sobie blondynkę na ramiona, niczym sztangę, po czym wybiła w górę jej nogi, rzucając dziewczyną z całej siły i matę, na której wylądowała razem z nią, zbijając Brooke łokieć w szyję. Blondynka zsunęła się ledwo żywa z ringu. Wtedy ktoś złapał Tarę za kołnierz i obrócił na plecy. Wcześniej wyrzucona z ringu przez Eveline brunetka z The Fire Sis wbiła Tarze kolano w plecy, tym samym przygważdżając dziewczynę do maty, po czym objęła jej szyję rękoma i zaczęła ciągnąć w górę. Dźwignia. Założyła jej dźwignię. I to cholernie bolesną. ciągnęła szyję Tary w górę, tym samym prawie wyłamując jej kręgosłup w odcinku lędźwiowym. Tara zaczęła mieć mroczki przed oczami. Plecy eksplodowały jej bólem, a dziewczyna z każdą sekundą bała się coraz bardziej, że jej kręgosłup tego nie wytrzyma. Nie poddam się. Nie mogę, nie pozwolę na to. Jednak gdy już jej wytrzymałość dobiegała końca, coś mocno szarpnęło i murzynka upadła z impetem na plecy Tary. To Eveline wymierzyła brunetce drop kick, prosto w żebra, tym samym uwalniając dziewczynę z dźwigni. Tara widziała, że Eveline również jest już zmęczona, ale nie dawała tego po sobie poznać, dalej szybko sunąć po ringu. Tymczasem cała obolała Tara skulgała się z maty poza ring.
   Leżała tak kilka sekund, zastanawiając się, czy mecz wciąż trwa. Okazało się, że tak. Dana nagle pojawiła się nad nią i wciągnęła ją na ring. Charlotte właśnie robiła przyłożenie wyższej z The Fire Sister. Dziewczyna zdołała jednak podnieść łopatki w drugiej sekundzie. Brooke złapała Tarę za włosy i ułożyła ją na środkowej linie, po czym zaczęła ją do niej przyciskać. Tara krzyczała jak dziecko, kiedy szorstka, gruba lina wbijała jej się w szyję i pachy. Sędzia był jednak zbyt zajęty resztą walczących, by odliczyć Danie trzy sekundy, przez co Tara była zdana tylko na siebie. Resztką sił z impetem wyprostowała nogi, uderzając Danę w dolną część łydek. Dziewczyna upadła piersiami na linę. Tara wymknęła się i zaciągnęła Danę za nogę na środek ringu, gdzie z całej siły kopnęła piętą leżącą dziewczynę w brzuch, a następnie upadła kolanem na jej nogę. Uderzenie w zgięcie kolana pod dziwnym kątem, sprawiło, że Brooke wrzasnęła jak mała dziewczynka i złapała się za ranną nogę.
   Tara jeszcze z nią nie skończyła, kiedy od tyłu objęła ją z całej siły Charlotte. Blondynka próbowała podnieść McTudy, najwyraźniej licząc, że niziutką Tarą tak łatwo rzucić jest o ring. Brunetka napięła wszystkie swoje mięśnie, nie pozwalając Charlotte się podnieść, i szybko wyrwała się z uścisku i sama zaszła mistrzynię od tyłu. Objęła Charlotte za brzuch i zaciskając ręce na jej talii, rzuciła dziewczynę w tył, robiąc suplex. Suplex wyszedł jednak jeszcze lepiej, niż chciała. Domyśliła się tego, bo głośnej reakcji tłumu. Mistrzyni, zamiast upaść z impetem plecami na matę, uderzyła prosto w metalowy narożnik.
   Tara nie miała czasu cieszyć się swoim sukcesem, bo czyjeś ramię podcięło ją tak mocno, że runęła jak długa na matę. Nabuzowana adrenaliną Tara jednak nie poczuła bólu, ból po wbijającej się w szyję linie dalej w niej pulsował. Wstała w ułamku sekundy i uchyliła się przed kolejnym wymierzonym w niej przedramieniem niskiej murzynki. Gdy dziewczyna trzeci raz próbowała podciąć Tarę, dziewczyna złapała ją w poprzek, unosząc w górę, w prostej pozycji uderzyła nią o matę. Murzynka wypuściła z siebie całe powietrze.
   Druga The Fire Sis, mknęła już w jej stronę.
   - Eveline, teraz! - krzyknęła do przyjaciółki Tara. Eveline wybiegła z drugiej części ringu i złapała szarżującą murzynkę za kostki, po czym, wciąż trzymając przeciwniczkę w uścisku, skoczyła na górną linę. Ciało jednej z sis uniosło się w płaskiej pozycji nad ziemię. Tara podskoczyła i złapała przeciwniczkę w powietrzu za nadgarstki. Siła uścisku Tary i Eve sprawiła, że jedna z dziewczyn z The Fire Sis z głuchym łoskotem upadła brzuchem na ziemię, rozpłaszczając się wprost na swojej teamowej partnerce.
   Obie The Fire Sis dyszały ciężko, nie mając siły się ruszyć. Eveline pobiegła zająć się powoli wstającą Daną Brooke, za to Tara obróciła jedną z murzynek na plecy, po czym podniosła jej kolano do góry. Natychmiastowo pojawił się przy niej sędzia. Tłum skandował: Raz, dwa, trzy!
   Tara wstała do pozycji siedzącej z szeroko otwartą buzią. Niemożliwe. Rozległ się dzwonek kończący mecz. Eveline podbiegła do Tary i objęła ją z całej siły.
   - Stara, jesteśmy w rosterze! - po policzkach obu dziewczyn poleciały łzy.

--*--
  Hej!
Doszliśmy w końcu do tego kulminacyjnego momentu, kiedy dziewczyny trafiły do Raw. Cieszycie się? Teraz będzie już tylko ciekawiej. Mam nadzieję, że scena walki wam się podobała, bo nie starałam i dość długo ją pisałam. Nie chciałam, żeby dziewczyny wygrywały z Charlotte, bo to by było trochę zbyt niemożliwe. 
A tak w kwestii naszego prawdziwego WWE. Was też coraz bardziej frustruje AJ Styles i Charlotte? No i jeszcze ci Wyatci musieli wrócić, kurde... słabo, słabo.
W ogóle, na plakacie Battleground widnieje John Cena, a przecież nie dostał się do Triple Threat Match o WWE World Heavyweight Championship, więc chyba nie ogarniam... Przecież to ten mecz ma być main eventem, a na plakatach zazwyczaj są main eventy. Mam się spodziewać, że cena jeszcze się dostanie? A może kolejna walka ze Stilesem? Mam nadzieję, że nie, bo AJ jak zawsze będzie miał za sobą swoje pieski- Andersona i Gallowsa, więc Cena i tak nie wygra. A wy co o tym sądzicie?

8 komentarzy:

  1. Totalnie się zgadzam. A.J ma The Club, a Charlotte Danę. To ten typ ludzi, których rodzice nie nauczyli samodzielności. Szkoda bo Styles zapowiadał się nieźle.
    Cena może dostanie rematch z A.J-em z MITB.
    A Wyatów miałam dosyć już na Wrestlemanii, a co dopiero teraz! Nie mogę słuchać tego bełkotu Breya.
    Enzo ich nie poznał na backstage'u?
    Aaa! Wiadomo było, że dostaną się do rosteru, ale w jaki sposób! Gdby Charlotte nie miała Dany to przegałaby 1 na 1 (np wtedy na Raw z Paige). Ich debiut przypomina trochę debiut The Shield.
    Najlepsza była kłótnia Steph i Shane'a. Urrrocze tak samo jak w tv.
    I Zack Ryder! Wo-wo-wo! Ale im pomógł, powinny mu podziękować. Może Eveline będzie z nim chodzić?
    A gdzie oglądałaś Raw z 27 czerwca, bo na fight-poland pisze, że usunięte?
    The Fire Sis istnieją na prawdę, czy je wymyśliłaś? Bo ja tam w ogóle nie ogladam NXT, więc dobrze, że dziewczyny zaczynają od głównego rosteru.
    Opis walki był niezły, na prawdę. A ta akcja Eve i Tary istnieje, czy to ich wymyślony finisher?
    Może nie powinnam jeszcze pytać, ale czy dziewczyny skupią się tylko na Tag Teamie, czy będą też walczyć solo?
    Jojo! Jak ja ją uwielbiam! Jest lepsza od Lilian Garcia.
    No to jak? Weny, kochana! *żółwik lunatyków*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwdzięczą się Zackowi już na Battleground, nie bòj się :) Enzo je poznał, ale chyba nie podejdzie i nie powie "hej, koleżanko z ktòrą wczoraj spałem." Przy Sahnie i Steph no nie? Raw rzeczywiscie czasem jest usuwane z FP wtedy oglądam na watchwrestling. The Fire Sis zostały wymyślone na potrzeby opowiadania :) i Finisher ròwnież został wymyślony :) còz z tym tag teamem to ci niestety zaspojlerować tak mocno nie mogę :)

      Usuń
  2. O matko. Opis walki jest wprost mega. *.* Normalnie jakbym to oglądała w Telewizji. Cieszę się, że dziewczyny wygrały i nadal będą w RAW (dobrze to napisałam? XD)
    Czekam na nn i weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) Strasznie się bałam tych opisòw walk .

      Usuń
  3. Wpadam spóźniona, ale musisz do tego przywyknąć. Nie wyrabiam się. Aż cud, że w ogóle zostawiam po sobie ślad.
    Dziewczyny już wkręciły się przypadkiem tam, gdzie mogły tylko marzyć, by być. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Opis walki przemega, ja tego nigdy nie potrafię opisać. Zresztą oglądam WWE dosyć krótko i nie jestem wprawiona. (Po prostu jestem słaba, hehe xd). Nie spodziewałam się, że po takiej akcji dziewczyny nie zostaną wywalone za drzwi :o Tara taka ogarnięta mi się wydała w tym rozdziale, jestem dumna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedyny raz kiedy jest ogarnięta, nie przyzwyczajaj się XD a co do scen wlaki- sama trochę walczę więc łatwo mi je opisywać.

      Usuń

Witaj wierny fanie WWE. Jeśli udało Ci się przebrnąć przez moje wypociny, tu możesz wyładować na mnie swoją frustrację za niszczenie tej pięknej dziedziny sztuki jaką jest literatura :)

Template by Elmo