Strony

sobota, 14 stycznia 2017

017. Battleground.

 

   Roman krzątał się chaotycznie po backstage'u, w całym tym harmidrze aż zapominając drogi do swojej prywatnej garderoby. To była jedna z tych nielicznych rzeczy, które w WWE na przestrzeni lat się nie zmieniały, i które Roman wciąż kochał. Ten chaos, jaki dział się na backstage'u na każdym PPV. Bo prawdą było niestety to, że niewiele rzeczy wciąż tu kochał, ba, nawet lubił. Dawniej, za czasów Tarczy było inaczej. Wtedy nawet nie czuł, że to praca. To była dla niego bardziej... przyjemność, niż praca. Był wtedy taki zjednoczony z Sethem i Deanem. Byli jak trzej bracia podbijający cały roster.
   A potem było krzesło...
   Co prawda, po rozpadzie The Shield, Roman dalej w lubił swoją pracę. Ale, no właśnie, wtedy zaczął w końcu czuć, że to jednak praca, obowiązek, a nie hobby. Wszystko zawaliło się w jednej chwili ponad półtora roku temu, kiedy to wygrał Royal Rumble. Nagle wszyscy ci fani, którzy uwielbiali go, jako Największego z Ogarów Sprawiedliwości, stali się dla niego wrodzy. Mało tego, oni go znienawidzili, bo spełnił swoje marzenie. Już jako mały chłopczyk, siedząc na kanapie w salonie rodzinnego domu Anoa'iów i oglądając Royal Rumble, a w nim jego ojca, walczącego o miano pretendenta do pasa mistrzowskiego, ściskał z całej siły swoje małe kciuki, aż bielały, o to, by jego ojciec wygrał tę walkę. Z roku na rok się to nie udawało, a Roman z roku na rok obiecywał sobie na nowo, że kiedyś to on wygra ten mecz i będzie w walce wieczoru WrestleManii.
   I zrobił to, co sobie zawsze obiecywał. W tamtym momencie jego marzenie spełniło się, a szczęście i satysfakcja wypełniały go całego. A potem nadeszła smutna rzeczywistość, kiedy to z tygodniówki na tygodniówkę zaczął słyszeć coraz głośniejsze buczenie. Z początku słyszał też ludzi chantujących jego imię, teraz jednak jedyne co było słychać, gdy wchodził na arenę, to ryki zawodu wszystkich tych ludzi.
   - Ej, Dolph, nie wiesz, gdzie jest moja garderoba? - spytał szybko, widząc przebiegającego obok Dolpha w swoich nieodłącznych, różowych legginsach.
   - Roman, nie mam czasu. Jericho ukradł mi fryzjerkę – rzucił krótko Dolph i ruszył dalej w pogoń za biedną fryzjerką.
   Roman szukał dalej, oglądając uważnie wszystkie nalepki na drzwiach, oczekując, że zobaczy w końcu tę ze swoim nazwiskiem, jednak na razie, oprócz drzwi garderoby Jericho, których klamka przewiązana była szalikiem, oraz garderoby Fandango, z której dobywały się dźwięki cha-chy, ani śladu było po jego pokoiku. Zaczął się już poważnie martwić, bo jego walka miała być walką otwierającą galę, co oznaczało, że rozpoczynała się za trochę ponad godzinę.
   Wtem jednak wszystkie jego frasunki odeszły na bok, gdy zza drzwi do garderoby Lynch wyszła roześmiana Eveline. Roman zauważył od razu, że wygląda inaczej, niż na wcześniejszych tygodniówkach, jako część Bloody Violence. WWE widać już zaczęło zmieniać jej charakter ringowy po rozdzieleniu z Tarą. Dzisiaj miała na sobie króciutką, różowo-białą sukienkę z wycięciami po bokach brzucha idealnie podkreślającą jej szczupłą talię. Spod spódnicy widać było sportowe, białe spodenki, a na łydki miała naciągnięte cheerleaderskie skarpetki. Z prostymi, blond włosami luźnie spływającymi na plecy wyglądała naprawdę uroczo. Roman aż nie mógł się nie uśmiechnąć.
   - Hej! - rzuciła krótko, po czym objęła rękoma jego szyję i obdarowała go krótkim buziakiem. - Dean czeka na ciebie w twojej garderobie, chyba to coś poważnego.
   - Ale gdzie jest moja garderoba? - spytał zrezygnowany Roman, obejmując Eve w talii.
   - Przed chwilą tam byłam- odparła, uwalniając się z uścisku Romana. - A teraz musisz sobie poradzić beze mnie, lecę, bo mam dzisiaj jeszcze wywiad w pre-show do zaliczenia!
   - Ale co ty robiłaś w mojej garderobie? - zdziwił się Roman, odwracając się jeszcze do idącej szybkim krokiem w stronę pokoju wywiadów Eveline.
   - Potem, Romuś, teraz mi się spieszy – rzuciła mu jeszcze całusa przez ramię i zniknęła w drzwiach pokoju.
   Tak naprawdę od podziału na brandy mieli dość mało czasu dla siebie. Wszystkie formalności związane z podziałem sprawiły, że widzieli się tylko przelotnie. Już rano po wtorkowym SmackDown Steph zawitała do nich do busa, mówiąc im o nowych „porządkach”.
   Jako pierwsze nastąpiło oczywiście przeniesienie wszystkich do innych busów, bo trasy gwiazd SmackDown i Raw rozchodziły się, więc mieszkanie w jednym busie było niemożliwe. Zapewne gdyby nie wpadka z zawieszeniem, Roman tak jak, na przykład Seth czy John Cena dostałby osobny bus. Jako, że teraz jego pozycja w federacji spadła, tak się nie stało i z samego ranka Roman dostał od McMahonówny przekierowanie do trzyosobowego busa, którego dzielić miał z Finnem Balorem oraz Kevinem Owensem. I o ile obaj kompani w ogóle mu nie przeszkadzali, bo Finna znał z jego potencjalnie spokojnej natury, a z Kevinem nigdy nie miał wiele do czynienia, o tyle oni dwaj w jednym busie potrafili kłócić się dużo bardziej, niż swego czasu Ambrose z Rollinsem, więc nie miał tam za wielkiego spokoju. Na szczęście busy te były zmodernizowane i każdy z nich miał osobny pokój. W razie kłotni Kevina i Finna zawsze mógł iść do mieszkającej z Becky Lynch, Kelly Kelly i Eve Torres Eveline, gdzie mogł nacieszyć się upragnionym spokojem.
   Brand Split równał się jeszcze wielu innym zmianom, ale dla Romka wszystko to było zbyt skomplikowane, by to zrozumieć. Nigdy nie oszukiwał się w sprawie, że do Einsteinów nie należał.
Odetchnął z ulgą, gdy w końcu znalazł swoją garderobę. Gdy wszedł jednak do środka, cała energia z niego uleciała. Dean siedział ponuro na jedynym krześle w garderobie, opierając łokcie o kolana i wpatrując się smutnym wzrokiem w podłogę. Od paru dni, dokładnie od straty mistrzostwa, Dean zachowywał się zupełnie jak nie on. Przez chwilę Roman podejrzewał, że to pewnie przez utratę pasa i przez to, że odpowiedzialność ściągnięcia pasa mistrzowskiego do niebieskiego brandu spoczywała teraz na jego barkach. Reigns znał jednak Deana zbyt dobrze, by nie zauważyć, że to co innego gryzło jego przyjaciela. Nie był jednak w stanie stwierdzić na ten moment, co takiego. I raczej już nie stwierdzi, bo jutro już ich drogi się rozejdą.
   - Cześć, Dean.
   - Cześć – odpowiedział mu ze sztucznym uśmiechem na twarzy Dean. Spoglądał smętnie na wiszącą na wieszaku koszulkę z napisem: „Believe in The Shield”.
   - Po co przyszedłeś? - wypalił Roman, po chwili nieco żałując tego, że był przy tym tak obcesowy. Jakby nie patrzeć Dean miał teraz trudny okres w życiu, choć dzisiejsza walka mogła to zmienić.
   - Pogadać, pogratulować... pożegnać się. - Głos Deana był nadwyraz smutny, co zasmuciło też Reignsa. Brunet dopiero teraz zdał sobie sprawę, że będzie miał teraz okazję widywać Deana nadwyraz rzadko, a na Raw nie było nikogo, kogo mółby uznać za swojego przyjaciela, lub chociaż kolegę.
   Roman zapiął na sobie sztywną kamizelkę z nadrukiem pająka na brzuchu.
   - Pogratulować?
   - Słyszałem o tobie i Eve... gratuluję. Może w końcu będziesz szczęśliwy, to naprawdę dobra dziewczyna – powiedział Dean, co nieco zdziwiło Samoańczyka, bo wydawało mu się, że Ambrose nie przepada za Eveline.
   - Wiem – rzucił krótko Reigns.
   Miał wrażenie, że związkiem z Eveline złapał Boga za nogi. Ta dziewczyna była tak słodka, niewinna i... dobra, że aż sam nie wierzył, że zechciała ona kogoś takiego. A propos związków, Roman aktywnie żył w internetowej społeczności na czas zawieszenia, więc zjawisko Apocarose nie było mu nowe. I szczerze zastanawiał się, czy w tych plotkach Setha nie ma ziarnka prawdy. Dean i Tara już odkąd dziewczyny weszły do rosteru prowadzili ze sobą jakieś dziwne gierki.
   - Ale pamiętaj, że to wciąż kobieta, a one są fałszywe, zdradliwe i...
   - Dobra, Dean, skończ już z tym swoim mizoginizmem. I powiedz mi lepiej, co jest między tobą, a Tarą? - spytał, uśmiechając się chytrze, choć w głębi duszy podejrzewał, że dużo z Deana nie wyrwie.
   - Gruby mur – odparował urażonym głosem Ambrose, tak, jakby nawet to pytanie godziło w jego delikatną męską dumę.
   - Czyżby? To skąd ten cały „bum” na Apocarose? Hmm? - drążył dalej Samoańczyk.
   - Ambrollins i Rolleigns też jest bardzo popularne – zauważył Ambrose. - A jakoś nie przypominam sobie, żeby którykolwiek z nas bzykał Setha.
   - Fakt – dał za wygraną Roman, zdegustowany samym wytworem jego wyobraźni na słowo „Rolleigns”. Siostra kiedyś podesłała mu jakieś fanowskie opowiadanie pod tytułem „Pięćdziesiąt Twarzy Reignsa”, gdzie Seth robił za dokładnie odwzorowanie Anastasii i od tego czasu Roman źle reaguje na to słowo.
   - Chyba przyszło nam się tu pożegnać, co? - Dean zdecydował się poruszyć drażliwy temat. - Teraz będziemy się spotykać tylko raz na jakiś czas na większych galach.
   - Na to wygląda... - odparł smętnie Roman.
   Przez chwilę w garderobie panowała grobowa cisza. Reigns i Ambrose mierzyli się spojrzeniami, niemal zaglądając sobie w dusze. Żaden z nich po prostu nie wiedział, co ma powiedzieć. Od rozpadu The Shield mieli tylko siebie nawzajem i tak jak potrafili, starali się być dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. A teraz ich drogi rozchodziły się.
   - Bracie! - Roman przerwał ciszę jako pierwszy, a Roman i Dean rzucili się sobie w ramiona, jak dwaj przyjaciele z wojska wysyłani na inne fronty.
   - Roman, obiecuję ci, że jeszcze nie raz wbiję do ciebie na Samoa – powiedział Dean, przerywając uścisk.
   - I dobrze, bo urlop bez takiego wariata byłby nudny.
   - ROMAN REIGNS PROSZONY NA RAMPĘ ZA DZIESIĘĆ MINUT! - doszedł ich dźwięk z głośników rozwieszonych wszędzie wokoło.
  - Leć, terminatorze, daj mi żyć – zaśmiał się Dean.

   Jak zwykle, już same pierwsze nuty muzyki Romana napędziły widownię do głośnego buczenia. Czasem miał wrażenie, że ci durni Amerykanie ciszej buczeliby na holocaust niż na niego. No, ale to naród, który nie wiedział, czy Europa to kraj, czy państwo, nie na miejscu byłoby więc dużo od niego wymagać.
  Co nie zmieniało faktu, że dłonie Romana automatycznie zaciskały się w pięści, gdy to słyszał. Zejście po rampie było dla niego jak jego prywatne Ścieżka Wstydu. To naprawdę było straszne uczucie, gdy szło się w stronę ringu, niczym ofiara na ścięcie.
   The Rock stał już na ringu, gotów na spotkanie z Romanem. W jego oczach lśniła pewność siebie. Był przekonany o swojej wygranej, tak samo jak zapewne cała widownia. Roman zauważył dziesiątki transparentów z The Rockiem. I może dwa z nim samym. Ale do tego już przywykł. Najbardziej bał się tego, że to prędzej czy później przerodzi się w poważny feud. A The Rock był uwielbiany przez ludzi. Oznaczało to, że Roman będzie jeszcze bardziej znienawidzony. Ale musiał się trzymać nadziei, że może kiedyś go polubią i się do niego przekonają. Musiał myśleć o Eveline...
   Roman stanął w ringu, zrównując się spojrzeniami z kuzynem. Wydawało mu się, że ta chwila trwała w nieskończoność. Reigns jeszcze pamiętał, jak Dwayne uczył go podstaw wrestlingu, jak pomagał mu się dostać do federacji... A teraz go nienawidzi... nie, tu nie chodziło o uczucia. The Rock po prostu chciał go zniszczyć... A Roman sam nie wiedział, czy chce mu na to pozwolić. Czasem miał wrażenie, że nie miał już o co walczyć. Ale tą walkę stoczy.
   Brunet był tak skupiony na śledzeniu wzrokiem każdego ruchu The Rocka, że nawet nie usłyszał, jak JoJo zapowiedziała ich walkę. Gdy dzwon zabrzmiał, walka nie rozgorzała od razu. Na początku oboje krążyli wokół siebie, obserwując uważnie, wyczekując ataku.
  Rock zaatakował pierwszy, jednak Romanowi udało się przyblokować go i utknęli w klinczu. Chwilę w nim trwali, wtedy jednak Rock jednym zgrabnym ruchem wyzwolił się z uścisku Romana i podcinając, zniósł na kolana, gdzie zapiął mu duszenie spod pachy. Roman poczuł, jak silne przedramię The Rocka miażdży mu krtań. Trzymaj się... mówił sobie w duchu, ale powieki mu się zamykały. Nie dopływ tlenu był coraz mniejszy, już w pierwszych sekundach walki opadał z sił. Wtedy jednak jakiś impuls rozbudził go, a Roman resztkami sił powstał, by po chwili napchnąć The Rocka boleśnie na liny. Gdy Rock, odbity od lin wracał do Romana, brunet poczęstował do silnym, podbródkowym uderzeniem. Rock okazał się jednak silnym przeciwnikiem i utrzymał równowagę, a nawet oddał Romanowi, który prawie przegryzł sobie język. Roman próbował rzucić się na The Rocka całym swoim ciałem, jednak ten złapał go jeszcze nad ziemią i nabił brzuchem na liny. Roman odbił się mocno, rykoszetem odsuwając się aż do przeciwległych lin. W ostatnim momencie przejął jednak kontrolę nad sytuacją i w ostatnim momencie odbił się od ziemi, uderzając w The Rocka całą siłą swojego superman punch. The Rock upadł jak długi na ziemię, a Roman zwalił się na niego całym swoim ciałem. Sędzia rzucił się na ziemię- raz, dwa... nie! Rock dynamicznie odbił łopatki od ziemi, spychając z siebie Romana.
   Roman schował twarz w dłoniach. To dopiero pierwsze minuty, a najsilniejsze działa już wystawiłem... Roman wstał powoli, jednak wtedy jeszcze przed chwilą ledwo żyjący przeciwnik uderzył go z całą siłą w potylicę. Roman przez chwilę był ogłuszony i tyle wystarczyło The Rockowi, by złapać Romana za szyję i wykonać na nim ogromne people elebow. Plecy Romana wybuchły gwałtownym bólem, a chłopak wypuścił natychmiastowo całe powietrze z płuc. Rock przybił go ramieniem do ziemi, podnosząc jego nogę. Raz, dwa... Myśl, Roman, żyj! Odbił ramię od maty w ostatnim możliwym momencie. Roman zsunął się resztkami sił pod ring. Widać było, że The Rock już dawno nie walczył, bowiem kondycja odmawiała mu posłuszeństwa. Dwayne po kilku sekundach wciągnął Romana z powrotem na ring. Roman wykorzystał moment i rozpędzając się, uderzył w powracającego The Rocka kolejnym superman punchem. Wielkie buczenie zatrzęsło całą areną, ale Roman już przykładał The Rocka, a sędzia odliczał. Ale i tym razem się nie udało. The Rock znów się odbił.
    Odbił natychmiast wstając, próbując uderzyć Romana potężnym Clothesline. Romanowi udało się jednak udało się uniknąć tego, jednak pomimo tego, The Rockowi udało się podnieść Romana na ramiona i przerzucając go nad głową, z całej siły cisnąć go twarzą o ziemię.Roman poczuł, jak z nosa kapie mu krew, a jego twarz powoli zaczęła tracić czucie. Obrócił się lewo żywy na plecy, jednak szybko poczuł, że to zły pomysł gdy łokieć Rocka wbił się prosto w jego łokieć. Roman aż odbił się od amortyzujących mat pod wpływem uderzenia. Ból przejmował coraz większą kontrolę nad jego ciałem, jednak, gdy Rock próbował go przykryć, Roman szybko przewinął się pod jego nogami.  Próbował uderzyć The Rocka potężnym clothesline, ten jednak złapał go wpół i właśnie miał znów trzepnąć nim o matę, kiedy Roman zaparł się, znów lądując na ziemi. Roman wyzwolił się z uścisku i wziął głęboki rozbieg. Wleciał prosto w The Rocka. Aż stąd słyszał komentatorów krzyczących: "spear!". To ostatniego tchu tej walki słyszał ludzi chantujących imię The Rocka. Ale było już za późno.
   Sędzia wyliczył do trzech, dzwonek znów zabrzmiał, a ręka Romana została uniesiona do góry przez sędziego. Takiego buczenia Reigns nie usłyszał nigdy w życiu, ale nie mógł wiedzieć, że Eveline na backstage'u aż pękała z dumy.
   Roman cieszył się ze swoje zwycięstwa, z wyższością wpatrując się w kuzyna, kiedy nagle poczuł ból. Nie było w tym żadnej przenośni. Coś z całej siły wpadło na niego, zbijając go z nóg. Nagle poczuł się, jakby leżał na środku jakiejś kaźni. Z każdej strony otaczały go uderzenia i kopnięcia, krew zaczęła spływać po jego twarzy, a on sam zaczął się krztusić. Nic już prawie nie widział, mroczki latały mu przed oczami, a jakiś dziwny pisk brzmiał w uszach.
   Aż w końcu wszystko ustało, a Roman powoli, z bólem rozchylił powieki i zobaczył The Usos, Naomi oraz Nię Jax z uśmiechami trzymających na swoich ramionach rozpływającego się w zachwytach The Rocka.
   W tym momencie stary, dobry Roman zniknął.

--*--

Hej! Wiem, długo mnie nie było, ale jakoś nie mogłam się do tego zabrać. Od teraz rozdziały będą jedno-trzysegmentowe, bo tak mi jest po prostu łatwiej i częściej będę je dodawać. Ta historia zaczęła mnie troszkę przerastać, chyba aż za dużo tu wątków, ale nie bójcie się, ona dalej będzie trwać w nieskończoność. Trochę głupio było mi opisywać tę walkę, bo po tym jak zaczęłam mieć prawdziwe sparingi parę miesięcy temu, to wiem, ja te walki są strasznie nierealne. Ale nic :P
W środę kolejny rozdział, tym razem z walką dziewczyn.
Powiem wam szczerze, że nie wiem, czy nie przeniosę się na Wattpada na stałe i nie opuszczę boggera. Jakoś tam bardziej odnajduję się w tym świecie, a i "Draka.." jest tam publikowana, więc :P Zapraszam jeszcze raz na pisaną przeze mnie i parę innych bloggerek parodię WWE, która jest chyba najlepszym opkiem jakie wyszło spod moich rąk--- > KLIK. Jeszcze raz zapraszam, bo na blogspotową wersję nikt nie zagląda i nikt nie komentuje, chlip :(
Pozdrawiam i do następnego  :P 

2 komentarze:

  1. Hej! Wreszcie jestem! Wybacz, przez ten nowy wygląd bloggera nie widzę kiedy są nowe posty.
    Opisy walk typowe dla WWE, co poradzisz, że tam to nie wygląda realnie.
    No i ojej! Zoman forever together! How sweet! Przypominają mi trochę moją siostrę i jej chłopaka. Tak urrroczo!!
    No i Roman i Dean! $mutam!! To było takie sentymentalne. Rozstanie braci. Byłoby super gdyby Dean był na RAW, ale tam by się do niczego wielkiego nie dobił.
    W następnym rozdziale proszę o perspektywę Tary i Deana. Teraz to będzie tak, że oni będą mieć segmenty razem jako SDL, a Zoman jako Raw.
    Taka długość rozdziałów jest idealna. Już się nie mogę doczekać na następny! Weny Sleepka i powodzenia z Mizem w solarium ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Trochę dziwnie się stało, że się tutaj znalazłam, no i niestety chyba Cię rozczaruję, ponieważ nie do końca przyszłam skomentować to opowiadanie... ale może przejdźmy do konkretów.
    W wakacje 2016 obejrzałam cała serię Piratów z Karaibów. Jakimś cudem trafiłam na Twoje opowiadanie "Władcy siedmiu mórz". Tak strasznie mi się spodobało, że kiedy dotarłam do siódmego rozdziału nie mogłam uwierzyć, że nie ma nic dalej :( Byłam zachwycona całym Twoim ff do tego stopnia, że zainspirowało mnie do stworzenia mojej własnej historii w świecie Piratów. Ja sobie tak piszę i piszę, i wpadłam na pomysł, żeby sobie przeczytać jeszcze raz tamto opowiadanie. I tam patrzę - notka. Z grudnia. 2016. Takim oto sposobem znalazłam się tutaj, pośród walk w WWE. A po co ten komentarz? Może zastanowisz się nad jakimś nowym opowiadaniem o Piratach? Albo będziesz kontynuować tamto... proszę... *.* Nie, no, oczywiście rozumiem, że nie da się kogokolwiek do niczego zmuszać xD Powiem więc tylko na zakończenie, że jeśli pokonam lenia to może przeczytam i to... Co prawda w ogóle się nie znam na boksie itp (ale na skokach narciarskich owszem! Znaczy, nie skaczę na nartach oczywiście, ale oglądam prawie wszystko i znam prawie wszystkich skoczków! XD) ale może... Szczerze, to dość często zdarza mi się czytać ff bez uprzedniego zapoznania się z historią, na której podstawie powstał blog xD
    Ok, to by było na tyle. Nic nie obiecuję, ale postaram się!
    (Lol, ten komentarz wygląda jakbym była całkiem normalną osobą!). Pozdrawiam serdecznie, no i oczywiście możesz wpaść do mnie 😊
    Meg :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj wierny fanie WWE. Jeśli udało Ci się przebrnąć przez moje wypociny, tu możesz wyładować na mnie swoją frustrację za niszczenie tej pięknej dziedziny sztuki jaką jest literatura :)