Strony

wtorek, 9 sierpnia 2016

008. Neverending War



    - No i wyobraźcie sobie jej minę, kiedy ten obcas jej się ułamał i spadła z ringu! Widok mojego życia, mówię wam! - Twarz Becky znów rozciągnęła się w szerokim uśmiechu, ukazując jej proste, białe zęby.
   Tuż obok, na dźwięk jej śmiechu warknął leniuchujący na łóżku Becky mały jork. Tak naprawdę Poo Poo był psem Setha, ale w tajemnicy przed swoim niezrównoważonym panem bardzo często przychodził do Becky, która, również konspiracyjnie, trzymała dla niego pod łóżkiem paczkę psich smakołyków. Tak naprawdę, gdyby Seth dowiedział się, o sympatii swojego pupila do Becky, zapewne uznałby to za zdradę i zostawił go w najbliższym możliwym schronisku. Tak twierdziła Becky, ale czy to prawda? Eveline uważała, już po pierwszych kilku godzinach mieszkania z Rollinsem, że to aż zbyt możliwe.
    - Kiedyś nawet przyłapałam go, jak siedział z Poo Poo w salonie i opowiadał mu o bolączkach mieszkania z Deanem i Romanem. Rozmawiał z nim ja te wszystkie stare babcie ze swoimi pupilkami! Myślałam, że tam padnę ze śmiechu! - mówiła Becky. Eveline zauważyła, że Ruda ma bardzo dużą tendencje do żywej gestykulacji, która już dzisiejszej nocy doprowadziła do zbicia jednej ze szklanek. Ten mały wypadek dziewczyny uznały jednak za pretekst, by pić z gwintu. Bo, jak się okazało, zarówno Becky jak i Tara z dobrymi manierami miały niewiele wspólnego.
   Poo Poo, pomimo adoracji obu płci, nie cieszył się jednak zbytnio życiem. Eveline była nawet skłonna powiedzieć, że to pierwszy pies cierpiący na depresje, jakiego w życiu widziała. Becky mówiła, że to zapewne przez to, że brat Poo Poo, Kevin został wraz z rodzicami Setha w jego rodzinnym mieście- Iowie. Lynch powiedziała im, że Seth zapewne wziąłby ze sobą i Kevina, ale Ambrose nie był fanem tego pomysłu.
   - Jeśli jeszcze jeden sierściuch zamieszka w tym busie, to przysięgam, że złapię je oba, zrobię z nich sajgonki w pięciu smakach i wepchnę ci do gardła - groził Dean, zaciskając złowróżbnie pięść.
   - Dean, ty nawet herbaty nie umiesz sobie zrobić, a chcesz się brać za sajgonki? - zapytał Roman, zaśmiewając się cicho, prawą ręką odganiajac od siebie dym z papierosów Punka.
   - To zadzwonie do Shinsuke Nakamury. Jest żółtkiem. Na pewno zjada na obiad sajgonki z psa i dojada ciastkami z kota...
    I tak oto delikatnie i finezyjnie Dean Ambrose oponował przeciwko kolejnemu czworonogowi w ich busie. Becky okazała się naprawdę świetnym komikiem, opowiadając całą sytuację dziewczynom. Eveline ze śmiechu aż popłynęły łzy, a Tara w napadzie śmiechu niechcący uderzyła głową w półkę, która, swoją drogą, była zawieszona niebezpiecznie nisko, jakby tylko czekała na nieuważnych przechodniów. Eve nawet nie chciała myśleć, jak w tym pokoju czułby się Big Cass, skoro nawet ona prawie sięgała tu sufitu.
   - Kurde, ale z tego Ambrose'a jest rasista - zauważyła Tara, pocierając obolałą głowę. Przekomicznie wyglądała w kostiumie, który dała jej Becky.
   - Nawet nie wiesz. Dean to największy rasista jakiego znam, ale da się z nim dogadać. Ale cóż, jak ktoś się wychował w Cincinnatti, to nie spodziewaj się innych nawyków -  odparła jej Lynch, najwyraźniej tym razem śmiertelnie poważnie.
   - A co ma do tego Cincinnatti? - spytała Eveline. Nigdy jeszcze nie była w tym mieście i nie była pewna, czy chciałaby tam zawitać. Ohio zawsze wydawało jej się na tyle nieciekawym stanem, by nie wiedzieć o nim więcej, niż wymagano tego w szkole.
   - Ehh... to raczej cienki temat. Miasto zarzyganych chodników. Nie znajdziesz tam czarnoskórego, który nigdy nie przeżył bliskiego spotkania z łomem. Ale Dean mówi, że uwielbia tą mieścinę.
   - Dziwny typ - Tara pociągnęła kolejny duży łyk napoju z butelki.
   - Nawet nie wiesz, co mówisz. Teraz to dopiero się rozkręca. Pomieszkajcie z nim trochę dłużej, gwarantuję wam, że same będziecie chciały zanieść go na własnych plechach do najbliższego wariatkowa. Dobrze, że przynajmniej jest tu też Roman.
   - Niańka? - spytała Eveline, zastanawiając się, czy ktoś jeszcze oprócz jej i częściowo Cassa musi męczyć się z brzemieniem nadpobudliwego przyjaciela. Szczerze powiedziawszy, akurat Reignsa sobie w tej roli nie wyobrażała.
   - Nie, coś ty. Roman ma zazwyczaj głęboko w dupie to, co odprawia Dean. Po prostu jego obecność działa uspokajająco na Deana. Choć nie zawsze, jak widać po ciągłych kłótniach z Sethem. My tu dosłownie mamy przez nich takie Weekly nights wars. - Becky znów rozciągnęła usta w uśmiechu. Widać było, że pomimo wszystko, szczerze lubi te wszystkie zbzikowane sytuacje. Nie wydawało się to Eve dziwne, bo Becky sama zachowywała się, jakby miała silny syndrom ADHD. Wszędzie było jej pełno, a jej śmiech był wręcz zaraźliwy.
   - A właśnie, mówisz, że z Deana taki rasista, a jednak jego dobry kumpel jest rodowitym Samoańczykiem. Tak trochę ironia. - przyuważyła z uśmiechem Tara. Eve zauważyła, że dziewczyna szybko złapała wspólny język z panną Lynch, co się zdarzało nieczęsto. Blondynce wstyd było się przyznać, ale była ciut zazdrosna o przyjaciółkę.
   - Definicja słowa "rasizm" u Deana jest dość nietypowa. Jego rasizm nie objawia się tyle agresją co kąśliwymi uwagami i udowadnianiem wszystkim wyższości białych.  I tak, do białych zalicza też Romka.
   Eveline nie zdołała ukryć zdziwienia jawiącego się na jej twarzy. Wyjątkowo nietuzinkowe podejście do sprawy. I trochę... nienormalne. Nie miała co jednak udawać, że Lunatyk od początku nie wywarł na niej zbyt pozytywnego wrażenia. Wydawał jej się jedną z tych osób, z którą to może w jednej minucie normalnie z tobą rozmawiać, a w drugiej wysmarować cię miodem i wrzucić do pasieki, za jedyny argument mając chęć zobaczenia jak by to wyglądało. Oczywiście nie miała zamiaru obnosić się ze swoim skromnym zdaniem, bo to raczej nie był najlepszy pomysł, tym bardziej, że Becky chyba w miarę Ambrose'a lubiła, więc to muszą być tylko jej chore podejrzenia. Prawda?
   Co do reszty lokatorów, Becky polubiła bardzo, ale nie do końca podobała jej się reszta towarzystwa. Wolała jednak nie grymasić niepotrzebnie. Ostatecznie nikogo jeszcze nie znała. Póki co nie podobała jej się tendencja CM Punka do przyprawienia wszystkich obecnych o raka płuc. Poza tym mogła rzutować się jedynie wyjątkowo niemiłymi słowami Becky na temat Rollinsa. A Deery nie była osobą, która lubiła się podpierać w swoich opiniach informacjami z drugiej ręki.
   Becky właśnie zaczęła opowiadać im kolejną wesołą historię o jej wpadce w NXT, na walce z Bayley, jednak zanim zdążyła dojść do puenty, ich rozmowę przerwał głośny trzask. To drzwi wejściowe z łoskotem się zatrzasnęły. To zapewne Seth. Pomyślała Eve, choć prawdopodobnie ostentacyjne trzaskanie drzwiami w środku nocy wydało jej się dziwne. Przyzwyczajaj się, tu wszystko jest dziwne. A już myślała, że po tylu latach przyjaźni z Tarą nic już jej nie zdziwi.
   Przez chwilę cała trójka z wyczekiwaniem przysłuchiwała się ciszy. Kiedy jednak Becky już otwierała usta, by dokończyć swą historię, znów przerwał jej hałas. Tym razem był to huk, połączony z krzykami i wyzwiskami.
   - Za kogo ty się uważasz, co?! Myślisz, że ci wszystko wolno?! - Przez cienkie ściany dziewczyny dobiegł wściekły krzyk Rollinsa. Jak na zawołanie wszystkie trzy wybiegły z pokoju.
   To, co Eve zobaczyła, było z pewnością gwoździem do trumny dla jej nadziei na normalne współżycie w tej grupie.
   Na środku salonu, Seth przygważdżał do ziemi Romana, wrzeszcząc wniebogłosy i wyzywając Reignsa od najgorszych. Prawa pięść Rollinsa działała niemal jak automat, co chwila uderzając w twarz Romana z głuchym, tępym odgłosem. Roman wyraźnie został dopiero co wyrwany z łóżka i nie do końca rozumiał, co się wokół niego dzieje.
   Na ratunek długowłosemu rzucili się niemal natychmiast Dean i Becky, łapiąc Rollinsa za oba przedramiona i siłą odciągając. Ambrose nawet nieco ucierpiał na tej heroicznej próbie ratunku od łokcia Setha uderzającego go w brzuch. Gdy już udało im się rozdzielić od siebie walczących, a raczej bijącego i bitego, Ambrose odepchnął delikatnie Becky, po czym złapał Setha za włosy i cisnął nim na jedną z kanap. Roman w tym czasie doczołgał się do drzwi łazienki, o które oparł się, pocierając dłonią obite oko.
   - Co ty odpierdalasz?! - wrzasnął Ambrose, szczelnie odgradzając Rollinsa od Samoańczyka. Jego pięść była zaciśnięta zaledwie parę centymetrów od twarzy Setha. Brunet za to chyba stracił wigor, bo nawet nie próbował przedostać się przez Ambrose'a, a przecierał swoją chwilę wcześniej nadwyrężoną przez Ambrose'a skórę głowy.
    - Nie twój interes, Ambrose! - odwrzasnął Seth, ani trochę nie zrażony wiszącym w powietrzu atakiem blondyna.
   - Więc teraz postanowiłeś wpadać, wszczynać awantury i nawet łaskawie nie mówić za co? Genialny pomysł na życie, Seth. - Becky podparła się pod boczki, niczym pani domu nad niesfornym domownikiem, którym Seth w stu procentach był.
   - Nie wasz interes! - wysyczał przez zęby Seth, obdarowując blondyna i rudą wściekłym spojrzeniem, po czym skierował swój wzrok na  zobojętniałego Romana. - Myślisz, że możesz tak grać Stephanie na nosie? The Authority zgniecie cię za to jednym palcem!
   Zobojętnienie zniknęło z twarz Romana, a jego miejsce zajęło zdziwienie. Gęste, ciemne brwi Romana ściągnęły się ku sobie, a w oczach szatyna Eveline dostrzegała konsternacje. Ta sytuacja coraz mniej jej się podobała. Obawiała się, że jej największe marzenie, mogło być jedynie złudzeniem, skoro tak wygląda praca w WWE. Czuła się tu jak jakieś małe, puchate zwierzątko w gnieździe żmij.
   - O czym ty gadasz, Rollins? - Reigns przestał ocierać dłońmi twarz. W tym momencie Eveline zauważyła, że z jego nosa cieknie krew. O ironio, nie ma to jak regularnie napieprzać się w ringu, tylko po to, żeby od razu krwawić, jak ktoś trzepnie cię poza nim. Pomyślała Eve, spoglądając na Romana. Starała się nie przypatrywać zbyt długo, by nie zwrócić na siebie uwagi Samoańczyka. Nie wiedzieć czemu, wzrok Reignsa przyprawiał ją o dreszcze. Czarne brwi i długie czarne rzęsy w połączeniu z ciemnymi tęczówkami wydawały jej się niebezpieczne.
   - Ty już dobrze wiesz, za co oberwałeś, Reigns.
   Eveline zauważyła głęboką niechęć chłopaków, gdy wypowiadali wzajemnie swoje nazwiska. W ogóle sam fakt, że zwracali się do siebie po nazwiskach ukazywał osobie trzeciej mur dzielący tych dwoje. Reszty można było się domyślić jedynie po tych drobnych smaczkach, takich jak ton, z jakim się do siebie wypowiadali. W przeciwieństwie do Deana, Roman nie był tak bezpośredni w okazywaniu Sethowi niechęci. Choć nieważne jak by się nie starał, prawda wyglądała tak, że gdy wymawiał jego nazwisko, robił to tak, jakby chciał jak najszybciej wyrzucić to z siebie, niczym jakby nim wymiotował. Seth za to był niczym wąż, wręcz sycząc z wyraźną niechęcią słowo: Reigns.
   - Do reszty oszalałeś. - Roman najwyraźniej miał nadzieję szybko zbyć Rollinsa, kończąc tym samym tę bezsensowną dyskusję. Seth nie miał jednak takich samych planów. Blondynka zaczęła uważać go za człowieka, który uwielbia się kłócić.
   - Musiałby najpierw mieć mózg - zauważył Dean.
   - Przymknij się teraz, Dean - uciszył go natychmiastowo Roman. Blondyn wywinął teatralnie oczyma, ale, ku zdziwieniu Eve, już się nie odezwał.
   - Ja oszalałem?! A kto pobazgrał Stephanie autobus? - Sethowi udało się podnieść z kanapy, jednak Ambrose jednym ruchem znów go na nią wepchnął, nie dając Rollinsowi możliwości wszczęcia kolejnej bijatyki.
   - Nie wiem i nie chcę wiedzieć o czym mówisz, ale nie miałem z tym nic wspólnego. Cały czas leżałem w łóżku, dopóki mnie z niego nie wytargałeś - odparł Roman i zrobił to bez cienia niepewności, co wystarczyło Eve, by wiedzieć, że chłopak nie kłamię.
   Nagle drzwi wejściowe otworzyły się. Na początku Eveline myślała, że to przewiew, jednak potem zauważyła wchodzącego do busa Kofiego Kingstona, który, stojąc w progu zlał się totalnie z ciemnością panującą na parkingu.
   - Ej, co wy tu odwalacie? Xavier przegrał przez te wasze krzyki w Wiedźmina i teraz nie daje nam żyć.
   Eve pierwszy raz widziała Kingstona bez warkoczyków. Jego rozpuszczone włosy, na skutek wiecznie spiętej fryzury były teraz falowane, niczym pociągnięte lokówką, a puszystości dorównywały nawet jej ciotce Ally i jej trwałej ondulacji. Na tle jego ciemnej skóry, zęby wiecznie uśmiechniętego Kingstona wydawały się niemal świecić. Tak, jak się Deery spodziewała, Kingston był osobą tak pozytywną, że nawet zgłaszając pretensję nie wydawał się nawet ociupinkę zły. Eve zauważyła nawet kątem oka, że na widok Kofiego na policzki Becky wpełzł rumieniec. Choć może po prostu nie zauważyła, jak dziewczyna poczerwieniała wcześniej w czasie szamotaniny z Rollinsem.
   - Och, chwalmy niebiosa, Kofi, jak dobrze, że przyszedłeś. Chodź, pójdziemy na fajkę. Nie wytrzymam już w tym wariatkowie ani chwili dłużej. - Philip Brooks, szerzej znany jako CM Punk wychylił się z pokoju chłopaków.
   - Phil, przecież ja nie palę - przypomniał koledze ciemnoskóry, uśmiechając się jeszcze szerzej. Stał w otwartych drzwiach, dlatego na jego nagi tors szybko wpełzła gęsia skórka.
   - Ale ja muszę. Chodź ze mną chociaż do towarzystwa - poprosił Punk, ignorując totalnie fakt, że jeden papieros spoczywa już w jego buzi.
   Eveline tak przyciągnęła rozmowa Kofiego i Punka, że niemal nie słyszała dalej kłócących się dawnych Tarczowników. "Mówię ci, że siedziałem cały czas w pokoju!" słyszała znów tym razem podniesiony głos Romana.
   - No dobra, niech ci będzie, już idę - odparł po chwili namysłu Kofi.
   - STÓJ! - zawołał Roman, choć ton jego głosu bardziej można by teraz przyrównać do ryku. Punk ustał w drodze do wyjścia, a głowa stojącego już na schodkach wejściowych Kofiego obróciła się tak gwałtownie, że Eve niemal bała się, że chłopak skręci sobie kark. - Najpierw potwierdź, że cały ten czas siedziałem w pokoju i się z niego nie ruszałem.
   Punk westchnął żałośnie.
   - Tak, siedziałeś cały czas w pokoju - wyrzucił z siebie na jednym tchu, po czym zniknął z busa wraz z Kingstonem.
   Blondynka czuła się w tym busie jak na dworcu. Była tu zaledwie kilka godzin, a już zauważyła, że wiecznie panuje tu gwar, nie mówiąc już o tym, że co chwila ktoś tu przychodzi i wychodzi. Bez pukania oczywiście. Eve zastanawiała się, czy to może taki zwyczaj wśród wrestlerów, czy to po prostu ich bus zasłużył na taki przywilej. Perspektywa spędzania tu minimum dwóch dni w tygodniu w No Noobs Busie zaczynała coraz bardziej ją przerażać. Eveline z natury była spokojną osobą i to właśnie spokój najbardziej sobie ceniła. Lubiła małe, przytulne, ciemne pomieszczenia i ciszę. Nie lubiła tłumów i czuła się idealnie w swoim własnym towarzystwie. Była po prostu stuprocentową introwertyczką. I dzięki kierowaniu się zasadą yin i yang była pewna, że Tara trafiła w końcu do swojego prywatnego raju.
   Roman z Sethem mierzyli się wściekłymi spojrzeniami, jak dwaj bokserzy tuż przed walką. Gdyby wzrok mógł zabijać, obaj padliby trupem. Wyglądali imponująco, niemal jak wielcy imperatorzy na polu bitwy. W całym pokoju czuć było narastające napięcie. Ambrose zacisnął pięści, a Tara zagryzła wargę w oczekiwaniu na, jak wszyscy sądzili, nieuniknione uderzenie. Ciszę przerwał jednak Rollins.
   - A dajcie wy mi spokój - warknął tylko, po czym wyminął wciąż taksującego go wzrokiem Romana i zatrzasnął się w łazience, z której już po chwili słychać było płynącą ciurkiem wodę.
   Wszyscy jakby nagle zostali uwolnieni od złego uroku i znów powrócili do życia. Ambrose bez słowa wrócił do pokoju, a dźwięk jego w agonii umierającego materaca, gdy ten się na niego rzucił, słychać było aż w salonie. Tara szepnęła coś do Becky, po czym machnęła ręką w stronę Eve, przywołując ją tym do siebie. Becky za to pobiegła do zamrażarki i wyciągnęła z niej worek z lodem.    - Eh, Roman, to ci nie zejdzie przez kilka dni - westchnęła ruda, przykładając siedzącemu na kanapie brunetowi lód do czoła, w miejscu, w którym Seth nabił mu guza.
   - Chodź, Eve, muszę uderzyć w kimono. Za dużo emocji jak na jeden dzień - westchnęła w stronę przyjaciółki Tara. - Jak stanie się coś jeszcze, to mózg mi wybuchnie.
   - Idź sama, ja tu jeszcze trochę zostanę - odpowiedziała jej, niemal nieobecnym głosem Eveline.
   - Jak sobie chcesz - odparła Tara, wzruszając ramionami i już po chwili zniknęła za drzwiami pokoju.
    Eveline nieśmiało podeszła do Reignsa i Lynch, wychylając się, by zajrzeć dziewczynie przez ramię.
   - Pokaż to, może coś zaradzę - zaproponowała Becky, a ta odsłoniła jej czoło Reignsa. Po lewej stronie czoła widniał pokaźny guz. Dziewczyna mruknęła z niezadowoleniem. Ale chyba dam sobie z tym radę. 
   - Wiesz, byłbym wdzięczny, jakbyś dała radę coś z tym zrobić. Nie mogę się tak pojawić na nagraniach. Stephanie i Seth mieliby za dużą satysfakcję. - Roman uniósł głowę i spojrzał na Eveline miłym wzrokiem. O ile jego wzrok w ogóle kiedykolwiek mógł być miły. Eve chciała jednak wierzyć, że taki miał być w zamyśle.
    - Macie cytrynę i pieprz? - zapytała, a dwójka przyjaciół przytaknęła jej od razu.
    Eveline podeszła do kuchni. Trochę jej zajęło, zanim znalazła cytrynę i pieprz. Ich kuchni nie można było nazwać najczystszą, bo Eve miała wrażenie, że niektóre produkty leżące w lodówce, niedługo zaczną żyć własnym życiem. Poza tym, brudne naczynia ledwo mieściły się w zlewie. Dziewczyna odcięła jeden plasterek cytryny jedynym czystym nożem, jaki udało jej się znaleźć, po czym posypała go pieprzem.
   Nauczyła się tego sposobu na niwelowanie guzów już dawno temu, w sumie tylko ze względu na Tarę. Jej rodzice nie mieli problemu z tym, co robi, ale rodzice Tary, to inna bajka. Przyjaciółka nie chciała im się pokazywać z tak widocznym śladem po walce, bojąc się, że się czegoś domyślą.  Dlatego też Eve siedziała parę tygodni nad szybkim sposobem pozbywania się guzów, aż w końcu taki poznała. Można było więc powiedzieć, że Tara była kluczem do jej rozwoju.
   Eve przyłożyła brunetowi plasterek na guza, trochę mocniej go przyciskając. Roman syknął z bólu, ale starał się nie dać po sobie tego poznać. Tymczasem Becky rzuciła mu na kolana paczkę chusteczek.
   - Masz, wytrzyj sobie nos - powiedziała, wskazując na krew pod nosem chłopaka.
   Roman wyciągnął chusteczkę, przy okazji rozrywając nieprzemyślaną siłą swoich dłoni całą paczkę i powoli zaczął wycierać krew.
   - Seth musiał cię nieźle poturbować, skoro aż zacząłeś krwawić - zaśmiała się Becky, rozkładając się na kanapie tuż obok Romana. Chłopak rzucił jej krótkie spojrzenie.
   - Wcale nie tak mocno - bronił swego honoru, ale wielkość guza przeczyła jego słowom.
   - W ogóle wszystko z tym nosem w porządku? - spytała Eve, schylając się, by spojrzeć na zakrwawioną część twarzy, ani na chwilę nie odrywając cytryny od czoła Romana.
   - Tak, nic mi nie jest. Po prostu po ostatniej walce ze Stylesem będę miał jeszcze nadwyrężoną przegrodę nosową przez parę następnych dni. Dlatego ta krew - wytłumaczył im Reigns, ale Becky dalej nie wyglądała na przekonaną.
   - Tsa, jasne - prychnęła ruda, krzyżując ręce na piersiach.
   - Te, zawadiaka, nie zadzieraj z samoańskim supermenem! - zaśmiał się brunet dając dziewczynie sójkę w bok. - Wiesz ile razy ten nos był złamany?
    - Wygląda, jakby z pięćset - dodała w żartach Eveline, pierwszy raz w życiu poraczona uśmiechem Romana Reignsa. Atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się naprawdę luźna, co spodobało się Eveline. I Becky i Roman wydawali się jej bardzo przyjaźni. Ale nie należy zapominać, że wrestlerom nie można ufać.
   - Ej, co to ma być? Antysamoańska Armia Kobiet? Protestuję! - Eveline musiała położyć rękę na ramieniu Reignsa, by utrzymać go w bezruchu i, broń Boże, nie zalać mu oka sokiem z cytryny. Pod palcami poczuła jego silne mięśnie. Automatycznie niemal pomyślała o Joelu i jego dwóch chudych flaczkach, i zaśmiała się krótko.
   - To chyba wystarczy - powiedziała odkładając cytrynę na stolik nocny. - Do jutra rana powinno zniknąć.
   Reigns delikatnie dotknął guza, jakby chciał wyczuć, czy aby cały czas tam jest. Wyraźnie nie ufał uzdrowicielskim zdolnościom Eveline. Trochę to dziewczynę uraziło, ale i tak była pewna, że już jutro rano Roman przekona się o jej uzdolnieniach.
   - Skąd w ogóle ty znasz takie sposoby? - spytał Roman, gdy już przekonał się, że wszystkie części jego twarzy są na swoim miejscu.
   - A... to długa historia. - Eveline próbowała zbyć chłopaka, bo nagle dopadło ją okrutne znużenie. Była prawie piąta rano, dziewczyna chętnie położyłaby się spać. I to jak najszybciej.
   - Może mi ją kiedyś opowiesz, jak już się wyśpisz? - chłopak uśmiechnął się do blondynki serdecznie, wstając z kanapy.
   Eveline zastanawiała się, czy wygląda aż tak źle, że szatyn od razu rozpoznał jej zamiary, czy może i on chciał już iść spać.  Nieważne. Chcę iść po prostu spać.
   - Tak, wtedy na pewno. - Dziewczyna odwzajemniła miły uśmiech.
   - Idziemy do pokoju? - Lynch nagle znalazła się między nimi, łapiąc Eveline pod ramię i bez czekania na odpowiedź zaciągając do pokoju.  Cholera, nawet nie zdążyłam się pożegnać.  Nie robiła jednak koleżance wyrzutów, usadawiając się wygodnie na łóżku. Przed snem chciała jeszcze sprawdzić swoją komórkę.
   Miała jedną nieodebraną wiadomość na poczcie głosowej. Cholera. Zaklęła w myślach, wiedząc, że jeśli teraz jej nie odsłucha, ta sprawa nie da jej w nocy spać. Ściszyła telefon i przyłożyła go do ucha. Po kilku sekundach usłyszała kobiecy, twardy głos.
   - Panno Deery, prosimy, aby jak najszybciej się pani z nami skontaktowała. Musimy porozmawiać.
   Eveline ogarnęło przerażenie. Rozpoznała ten głos. Nie dało się go pomylić. Bez siły, załamana uderzyła głową w materac, by już po chwili przegrać walkę z wszechogarniającą ją sennością.

--*--

Heeej!
Wiem, wiem, powiało nudą w tym rozdziale. Pierwotnie miałam zawrzeć w nim więcej, ale uznałam, że jeśli dodałabym jeszcze jeden segment, rozdział wyszedłby o wiele za długi. Dlatego zdecydowałam się to nieco zmodyfikować, przez co do Money in the Bank  musicie poczekać o jeden rozdział dłużej, mam nadzieję, że się nie obrazicie. Zaspojleruję wam, że następny rozdział, będzie z perspektywy Tary, a kolejny...uwaga... Becky! W ogóle to mam nadzieję, że poprzedni wam się podobał, bo uważam siódemkę za najbardziej udany ze wszystkich rozdziałów na tym blogu :)
Pozdrawiam, 
Sleepka :P

7 komentarzy:

  1. Znowu pierwsza ;)
    Tak, siódemka była mocna.
    I nie ma spojlerów! Jak dobrze, bo ja dopiero w niedzielę obejrzałam Draft i Battkegrund. Juhu! Dean obronił pas.
    Cóż mogę powiedzieć, nie wyszło źle. Dobry jest co jakiś czas rozdział przejściowy. Już polubiłam Becky, u ciebie jest chyba jeszcze bardziej energiczna niż w tv, ale to dobrze.
    Miałam pisać już w poprzednim, ale zapomniałam. Mi Dean wygląda bardziej na rudego niż na blondyna.
    Ach PM Punk... Nie pamiętam go dobrze, bo wtedy jeszcze nie oglądałam WWE regularnie, ale jest super. W ogóle podobają mi się Twoi bohaterowie, każdy z nich uosabia jakąś cechę i nie ma w tym nadmiernej przesady. Punk uosabia palenie ;)
    Fakt, wyszło odrobinę krótko, ale jeśli masz dla nas jakąś sporą akcję w następnym to warto poczekać. Jednak bardzo mnie ciekawi jak ukażesz obecne wydarzenia w WWE. Gdzie dziewczyny trafią w Drafcie? Normalnie nerwy mnie rozsadzają.
    *żółwik Lunatyków*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, Dean jest zdecydowanie rudy, ale nie jestem w stanie pisać o nim per. Rudy.

      Usuń
  2. Mi twój blog bardzo się podoba.
    Czy słyszałaś o Ryback'u ? WWE zerwało z nim kontrakt.
    Ach, ta Becky... Rude rządzą xD
    pozdro
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryback ! Pierwszy feud The Shield, jak mogłabym nie słyszeć. Ale nie ma co się dziwić, że zerwało, skoro zamiast "Feed me more" zaczął wrzeszczeć "Pay me more".

      Usuń
  3. Witam, z tej strony Lena ze Wspólnymi Siłami. Chcę cię powiadomić, że wpisałam cię do mojej kolejki, dlatego nie musisz się zgłaszać ponownie. :) Jeżeli zacznę oceniać twojego bloga – powiadomię cię o tym.

    Pozdrawiam ciepło,
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgodnie z moją normą funkcjonowania wpadam spóźniona by skomentować rozdział. ;)
    Nieźle się chłopaki pożarli, ale cóż... mężczyźni. Zresztą ta akcja pasowała mi idealnie do klimatu ekipy, jaki wykreowałaś :D Bo przecież nic nie da się na spokojnie załatwić. Ej, a to z cytryną i pieprzem działa serio?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę cię, Seth i Romek na spokojnie ? XD Cytryna i pieprz zmyślone, musiałam coś wymyślić :p

      Usuń

Witaj wierny fanie WWE. Jeśli udało Ci się przebrnąć przez moje wypociny, tu możesz wyładować na mnie swoją frustrację za niszczenie tej pięknej dziedziny sztuki jaką jest literatura :)