Strony

wtorek, 19 lipca 2016

006. No Noobs Bus.

   

   Każdy z nas miał kiedyś taki moment, którego nie pamiętał, pomimo iż był on piękny. Dla niektórych jest to pierwszy pocałunek, dla innych otrzymanie dyplomu ukończenia college'u. Takie momenty budują naszą historię, oddziałują tak mocno, że po prostu się ich nie pamięta. Tylko natłok myśli kotłujący się w głowie.
   Dla Eveline taki moment właśnie nadszedł. Nie pamiętała nawet, jak doszła na backstage. Nie pamiętała, czy ktoś ją wniósł, czy weszła tam sama, czy była obolała, czy Tara pomogła jej tam dojść. I wreszcie, nie pamiętała, co w ogóle wydarzyło się na meczu. Ostatnie co pamiętała, to odliczający do trzech sędzia i jej niepewność, kto kogo przykrywał. Potem jednak odwróciła się i zobaczyła szczęście na twarzy Tary i już wiedziała, że są w WWE.
   W tym momencie tylko jedno wciąż kołatało jej się w głowie. Było to jedno słowo. Raw, Raw, Raw. Jej umysł nie przetwarzał teraz innych słów. Smackdown, Smackdown, Smackdown. W tym momencie jej historia rozpoczęła się. Jej moment. Już nigdy nie będzie musiała w wakacje dorabiać w kawiarence na Benjamin Franklin's Square. Już nigdy nie będzie musiała sobie wyobrażać: co by było gdyby? Teraz... była w WWE. Jak to w ogóle możliwe? Przecież inni latami pracowali na to, by tutaj być, a tutaj o wszystkim przesądził głupi zegarek. Cały czas miała wrażenie, że ta iluzja zaraz runie. Że z głośników zabrzmi dźwięk piosenki No chance in Hell, a na arenę wyjdzie Vince McMahon i powie: Zabierzcie stąd te dwie amatorki!
   Ale doszła na backstage, a to dalej się nie wydarzyło. Była tak zszokowana, że nie zauważyła nawet mówiącego do niej i Tary Shane'a McMahona, dopóki ten nie poklepał jej w ramię.
   - Rozumiem waszą chwilową niedyspozycję... cóż... przyznam, że jestem w stu procentach zaskoczony, tym wynikiem. Nikt z dyrekcji nie spodziewał się takiego... potoku spraw. - Shane jak zawsze starał się być kulturalny i wysławiać się z klasą. Szkoda tylko, że do Eve prawie nic teraz nie docierało. 
   - Woo, super! Kiedy zaczynamy?! - zaczęła rozemocjonowana Tara, cała aż podskakując. Porównując to z jej niskim wyglądem wyglądała trochę jak Rey Mysterio bez maski. 
   - Spokojnie, spokojnie, panno...
   - McTudy.
   -.... McTudy. Dopiero co się dostałyście. Musicie się zaklimatyzować, załatwić sobie muzykę na wejście, kostiumy, gimmicki, pseudonimy, trenerów, menadżera, a przede wszystkim, podpisać kontrakt. Myślę, że do waszego oficjalnego debiutu dojdzie najwcześniej na pierwszym Smackdown po Money in The Bank
   - Och... no tak.
   - Ale nie bójcie się, teraz zabierzemy was do jednej z pustych szatni, żebyście ochłonęły, a po Raw się wami zajmiemy. Albo raczej... moja siostra się wami zajmie. - Chyba zauważył niezbyt zadowolone spojrzenie dziewcząt. - Tak, wiem. Też gdybym mógł, nie chciałbym z nią pracować, ale jestem zmuszony. - Po chwili odwrócił się w stronę korytarza. - Hej, Kane! Zaprowadź nasze nowe nabytki do jedenastki.
   Ogromny, Demon Kane w czarnym garniturze niemal natychmiast zjawił się za nimi. Kolejny olbrzym. Eveline nigdy jeszcze nie widziała w jednym miejscu tylu gigantów. O dziwo, bez maski, prawie bez włosów, Kane wydawał się o wiele milszym człowiekiem, niż jako Wielki Czerwony Potwór. 
   - Tak jest, Shane - odparł stanowczo zbyt potulnie, jak na dawnego Brother of Destruction, Kane. - Chodźcie za mną.
   Szli razem z Kanem po labiryncie backstage'u. Eveline nigdy nawet nie podejrzewała, że obszar za sceną może być taki duży. Zastanawiała się, po co im tu tyle miejsca? W sumie nigdy nie interesowała się specjalnie tym, co działo się za sceną, jednak teraz zaczęło ją to nurtować. Ile sekretów kryło się na tym backstage'u?
   - To było zadziwiające - odezwał się do nich Kane. - Lubię i szanuję Rica, ale tej jego gówniarze ktoś musiał w końcu wpieprzyć. Może w końcu nauczy się być prawdziwą mistrzynią i radzić sobie samej. - Nie zraził się, gdy nie padła żadna odpowiedź. - Nie jesteście gadatliwe, co? Taker też nigdy dużo ne gadał, ale jak już złapał od wielkiego dzwonu za mikrofon to klękajcie narody. 
   - Nie przypominam sobie czasu, kiedy Taker sięgał po mikrofon - zauważała Eveline. Odkąd pamiętała, Undertaker był raczej niemym zawodnikiem.
   - Nie masz prawa pamiętać. To były jeszcze czasy jego pierwszego gimmicku. Nie było cię jeszcze na świecie. - Kane uśmiechnął się szeroko ukazując szparkę w zębie. -To tutaj. Musicie trochę ochłonąć. Posiedźcie tu i odpocznijcie. Lepiej nigdzie nie wychodźcie. Ta arena jest naprawdę wielka, a ja wolałbym nie być na waszym miejscu, gdyby to mnie miała szukać Stephanie. - Otworzył drzwi z numerem jedenastym wpuszczając je do małej, opuszczonej szatni.
   Tara padła jak długa na ławkę, gdy tylko usłyszała, jak Kane zamknął drzwi. Nie zwróciła nawet uwagi na to, jak mocno przygrzmociła w drewnianą ławkę. Była wykończona. Tylko, że Eveline znała możliwości Tary i wiedziała, że to nie walką dziewczyna jest zmęczona. Ta cała sytuacja do szczętu ją wykończyła. Tak mocno, że gdy Eveline wróciła z łazienki, Tara jak gdyby nigdy nic chrapała sobie w najlepsze. Tego Eve zawsze tarze zazdrościła. McTudy potrafiła przespać każdy problem, rozterkę, stres, a nawet, tak jak zapewne teraz, natłok myśli. Eve była totalnie wymęczona, ale nie byłaby w stanie teraz zasnąć. Za żadne skarby świata. Wszystko się w jej głowie kotłowało, mimo iż ciało rozpaczliwie błagało o chwilę wytchnienia. Gdyby tylko potrafiła tak profesjonalnie wszystko olewać, jak robi to Tara... Przed chwilą dostała się do głównego rosteru WWE i co robi? Śpi. W razie końca świata zapewne przetrwałyby karaluchy i... Tara. Bo by po prostu to przespała.
   Eveline dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że musi powiadomić rodziców. Ostatnio mówiła im, że wróci już we wtorek do domu. Jak na razie się na to nie zbierało, a wypadałoby wyjaśnić, dlaczego córka nie wróci do domu przez najbliższe miesiące. szybko wyciągnęła z kieszeni dżinsów komórkę, dziękując Bogu za stare nokie, które nawet w wypadku tak wielkich bitew uchodziły z życiem i wystukała numer do mamy. Jej głos usłyszała dopiero po trzecim sygnale.
   - Halo? Eveline? Stało się coś?- zapytała od razu mama, wiedząc, że gdyby wszystko było w porządku, Eve raczyłaby się teraz galą w najlepsze.
   - Mamo, bo ja jednak nie wrócę jutro do domu...- zaczęła nieśmiale Eveline, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co teraz się wydarzyło.
  - Jak to? A kiedy? - Mama miała zmartwiony głos. Zapewne myślała, że Eve stało się coś złego. A przecież zdarzyło się coś niebywale dobrego!
   - Eee... sama nie wiem... ale zapewne już długo mnie nie zobaczysz... - Eveline starała się przekazać mamie tę informacje najdelikatniej jak potrafiła. Szkoda, że to nie było wcale takie proste.
   - O Boże, Eve, co się stało? Wypadek? Ktoś cię porwał? Dzwonię zaraz po...
   - Nie, nie, nie. Mamo, nic złego się nie stało. Dostałam się do WWE. Wiesz, tej federacji wrestlingowej, którą ogląda wujek Mitch. - Tak, Eveline doskonale zdawała sobie sprawę, jak niewiarygodnie to brzmi.
   - Chwila, Eve, przecież ty nie pijesz. Tara cię znów namówiła na picie? - mama wydawała się nie mieć wątpliwości co do stanu trzeźwości Tary. Trochę to dziewczynę zasmuciło, że jej rodzicielka ma do niej aż tak mało zaufania.
   - Mamo, nic nie piłam. Z resztą, sama zobaczysz za kilka tygodni. Naprawdę się dostałam!
   - Och... to cudownie, córusiu, przecież o tym marzyłaś. Ale... jak to się stało? Przecież nie walczyłaś oficjalnie w żadnej federacji.
   - To długa historia, mamo. A ja jestem bardzo zmęczona i chciałabym iść spać. Opowiem Ci to kiedy indziej - odparła jej Eveline, na prawdę nie będąc w stanie teraz tego tłumaczyć.
    - No dobrze, dobrze. Tylko nie zapomnij zadzwonić jak już odpoczniesz! - zawołała jeszcze do słuchawki.
    - Dobrze, mamo. - Eveline rozłączyła się i padła na ławkę tuż obok wciąż śpiącej Tary.
    Niebywały natłok myśli sprawiał, że Eve bolała głowa. Ba, bolała. Aż się rozrywała. Och, jakże chciałaby, tak jak jej młodszy brat w ogóle nie mieć w tym momencie mózgu. Wiedziała, że czeka je teraz ciekawy czas. Gimmick, mic skill, kostiumy, muzyka wejściowa, to wszystko ją tak strasznie ekscytowało. Ale były też rzeczy, które ją przerażały. Na przykład zbliżający się feud z Charlotte. Nie było szans, by mistrzyni przepuściła to bez szumu. A faud z Charlotte na samym początku mògł być bardzo niebezpieczny. Martwiła się, że mogą tego nie unieść. Nie tyle fizycznie, co psychicznie, bo zapewne presja jest tam bardzo duża. Charlotte, pomimo swoich oszustw, była dobrą wrestlerką i Eveline dalej nie była w stanie zrozumieć, jak udało im się ją pokonać. Tak naprawdę nie pokonały jej, a tylko te dwie nowicjuszki z NXT. Jeśli Charlotte doprowadzi do prawdziwego feudu, sytuacja może się stać o wiele gorsza.
   Trener Eveline zawsze powtarzał jej, że dla osoby z jej posturą, wrestling będzie się łączył z wielkim bólem. Od małego miała niedowagę, nie mówiąc już o raczej większej podatności na kontuzje z powodu braku wapnia w organizmie. To, pomimo iż przerażało Eveline okrutnie, nie sprawiło jednak, by przestała chcieć to robić. Była lotnikiem, co dodawało jej jeszcze więcej ryzyka, bo chyba każdy wie, że to jest właśnie najbardziej ryzykowny styl. I dlatego, pomimo wszystkich starań, w żadnej walce nie potrafiła do końca się wyluzować, odstresować i nie bać. W każdej sekundzie walki bała się o to, że zaraz uderzy w narożnik za mocno, albo ktoś rzuci nią o stół i skończy się to nieodwracalną kontuzją. I nie potrafiła się tego wyzbyć. Podczas każdej walki towarzyszyły jej pamiętne słowa jej mentora: Nie myśl sobie, że to ty zdecydujesz, kiedy odejdziesz z tego sportu. Możesz unikać tego tematu ile chcesz, ale twoje problemu zdrowotne prędzej czy później sprawią, że jakaś kontuzja zakończy twoją karierę. 
    Tara była jednak zupełnie inna. Właśnie dlatego nigdy nie walczyły w teamie. Ich sposób pracy był tak inny, że nie potrafiły się dogadać. Tara była czymś pomiędzy powerhouse'em a technikiem. Gdy walczyła z kobietami, nie miała sobie równych. Rzucała nimi po całym ringu. Była niziutka, ale bardzo umięśniona, co dawało jej przewagę fizyczną nad przeciwniczkami. Na ringu używała głównie swojego ciała, by wykończyć przeciwników. Jednak, kiedy walczyła z mężczyznami... Tarze szło wtedy znacznie ciężej. Nie była już wtedy niepokonana. Wiadomo, że w WWE nie zdarzało się, by kobieta walczyła z mężczyzną, ale w Penumbrze nie było to niczym nowym.  W walce z mężczyznami Tara wiele razy przeceniała swoje szanse. Posługiwała się wtedy głównie dźwigniami i skomplikowanymi uderzeniami zadającymi ból. Nieraz jednak zdarzyło jej się stracić nad sobą kontrolę w ringu i bez myślenia rzucić się na dwa razy cięższego przeciwnika z pięściami. Co skutkowało źle. To był właśnie problem. Tara nie miała zahamowań i nie potrafiła się opanować, kiedy coś wyprowadziło ją z równowagi. Eve nawet nie była w stanie zliczyć, ile razy jej przyjaciółka trafiła przez to do szpitala. Najgorsze było to, że to ani trochę nie ugasiło jej zapału do rzucania się na większych.
   Pomimo tych wszystkich zdolności, jak i wad, Eve wiedziała, że to nie wystarczy, by pokonać Charlotte, jeśli zaistnieje taka powinność. Charlotte była mistrzynią. Jedyne na co Eveline liczyła, to Eventualny brak umiejętności Dany. Niestety, w wypadku Dany było bardzo podobnie do Tary- mała, ale umięśniona i zapewne będzie chciała tego nieraz użyć w walce, szczególnie na cienkiej jak patyk Eveline. Poza tym, zostaje jeszcze kwestia mikrofonu. Eveline prawdopodobnie musiałaby wziąć to na siebie, bo Tara przy mikrofonie z daleka wróżyła kłopoty, a Eve... była raczej spokojna. Nie mówiąc już o swojej słabej charyzmie i stresie przy występach publicznych. Ta cała mieszanka sprawiała, że sama perspektywa feudu z mistrzynią napawała ją... strachem.
   - Wstawać. - Usłyszała czyjś ostry, oschły głos. Nawet przez chwilę nie miała wątpliwości, kto to. Z wredną, rządną krwi miną oparta o framugę stała Stephanie McMahon. - Szybciej, nie mam całej nocy. - warknęła, patrząc na powoli otwierającą oczy Tarę. - Za mną.
    Eve nawet nie miała odwagi się odezwać. Oglądając w telewizji WWE uważała Stephanie za świetną bizneswoman, jednak dopiero teraz zobaczyła prawdziwą potęgę córki Vince'a McMahona. Kobieta ta emanowała wręcz siłą, tak mocno, że nawet Tara milczała w jej towarzystwie. A przede wszystkim, na jej twarzy widać było profesjonalizm. Ta kobieta wiedziała, co robi i do czego dąży. Eveline chciałaby mieć w sobie taką wewnętrzną siłę, a tymczasem, była średniouzdolnioną wrestlingowo dziewczyną odpowiedzialną za trzymanie swojej dużo silniejszej i psychicznie i fizycznie przyjaciółki z dala od kłopotów. Tara uważała ją za siostrę i trzymała ją na podium tuż obok siebie, ale prawda była taka, że jak bardzo Tara nie lubiłaby Eve, różniły się one poziomem i to o wiele. Tara jest w stanie odnieść sukces dzięki swojemu wariackiemu podejściu. Jak widać po WWE, wariaci i psychole całkiem nieźle się tu sprzedają. W przeciwieństwie po spokojnych, honorowych zawodnikach. Roman Reigns ze swoim statycznym charakterem nie miał co liczyć na uwielbienie publiki.
    Po kilku minutach drogi wyszli na ogromny, kryty parking, na którym roiło się od autobusów. Ogromnych autobusów, którymi zapewne z największymi wygodami podróżowały gwiazdy rosteru. Eveline zauważyła, że największy z nich na boku miał namalowany wielki napis The Authority. 
   - To wasz bus. Radzę się wam szybko zaklimatyzować. Resztą zajmiemy się za kilka dni, kiedy trafimy do Denver na Smackdown.
   Bus, który przedstawiła im Stephanie, dużo różnił się od wymarzonego środka transportu Eveline. Był sporo większy od reszty busów. Na początku swego istnienia musiał być szary, teraz jednak wyglądał trochę tak, jakby jego mieszkańcy oblewali go kubełkami różnokolorowych farb. Na samym środku ktoś nabazgrał: No Noobs Bus.
   - Chwila, z kim my w ogóle mamy dzielić ten... ?- zaczęła Eveline, ale gdy się odwróciła, Stephanie już za nią nie było.
   Spojrzała z niepewnością na Tarę i przełknęła głośno. Tara jednak ani przez chwilę nie wydawała się przestraszona. Wpadła do busa niemal tak szybko, jak to było możliwe, a Eve, chcąc czy nie chcąc, podążyła za nią.
   Bus w środku okazał się równie przestronny, co... zadymiony. Dym papierosowy unosił się tu wszędzie, tak mocno, że można było uznać go za mgłę. Salon, do którego prowadziło wejście do busa połączony był z kuchnią. Było to ładne miejsce, nieźle urządzone. z obu stron od okien postawione były czerwone, skórzane kanapy, a nad każdą z nich półki z różnymi bibelotami. Pomiędzy kanapami znajdowała się mała, drewniana lada, na której teraz znajdowało się z pięć popielniczek, po brzegi wypełnionych papierosami.
   Trochę dalej znajdował się otwarty segment kuchenny. Umieszczony był w tyle busu, dlatego wszystkie szafki, lodówka i inne stanowiska umieszczone były w kształt litery U. Nie było nigdzie stołu, a jedynie mały, rozstawiany z boku szafki, wysoki blat i dwa krzesła barowe. Po drugiej stronie autobusu znajdowała się cienka ściana, a w niej trzy drzwi. Jedne były szczelnie zamknięte, drugie były najwyraźniej drzwiami do łazienki, bo zza nich słychać było ściekającą wodę, Trzecie zaś były na oścież otwarte. Znajdował tam się jakiś mały pokój, jednak odór bijący od niego skutecznie odstraszył Eve przed zajrzeniem tam.
   Nie jednak wystrój przykuwał tu największą odwagę, lecz to, co się tu działo. Na samym środku jednej z sof, rozłożony niczym pan i władca na swym tronie siedział nie kto inny, jak CM Punk, w białej koszulce i bokserkach w emiotikonki. W ustach ściskał grubego, mocnego papierosa. Jego mina wyraźnie wskazywała na to, że miał głęboko w czterech literach to, co się wokół niego dzieje. Jedyne czym był zainteresowany to jakiś mecz wyświetlany na dużej plazmie zwieszonej z sufitu.
   - Otwieraj w końcu te drzwi! - ryknął ktoś niedaleko Eveline. Była to Becky Lunch zawzięcie waląca pięścią w drzwi toalety, w drugiej ręce ściskająca piżamę w szkocką kratę.
   - Mówiłem ci już, golę się! - odkrzyknął jej ktoś z toalety. Eve od razu rozpoznała ten głos, a po zszokowanej minie Tary doszła do wniosku, że ona też go rozpoznała.
   - Seth, przecież ty i tak zawsze wychodzisz z tego swojego golenia z zarostem! - odkrzyknęła ruda. Opierając się wyczekująco o framugę drzwi.
   - Ale czy ja mówię, że golę twarz? - zza drzwi doszła ja szybka odpowiedź.
   Dom wariatów, pomyślała Eveline, nie wiedząc, że prawdziwych wariatów tego busa.
   - No to chyba nogi golisz, bo jaj to ty nie masz, łajzo. - ze śmierdzącego pokoju, w mokrej podkoszulce, dżinsach i włosach w totalnym artystycznym nieładzie wyszedł Dean Ambrose, po czym pokierował się do kuchni i pociągnął potężny łyk z kartonu mleka, po czym pusty już kartonik rzucił na blat. Również wydawał się mało zainteresowany zaistniałą sytuacją.
   - Jeszcze raz przerwiesz linię łączącą moje oczy z ekranem telewizyjnym, a wyrzucę cię przez okno na pierwszej autostradzie, przez którą będziemy jechać. - powiedział spokojnym, ale stanowczym głosem Punk, grożąc wracającemu niezbyt energicznym krokiem do pokoju Deanowi. Blondyn uśmiechnął się wrednie po czym ustał tuż przed ekranem telewizyjnym. - Ty dupku! Nie zobaczyłem przyłożenia!
   - Też cię uwielbiam - odparł Ambrose, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił do pokoju. - I przestań tu jarać! Przez ciebie wszyscy pozdychamy na raka płuc! - dodał jeszcze na odchodne. Punk wywrócił teatralnie oczyma na uwagę współlokatora.
   - To nie mój problem.
   - Będzie twój, jak będziesz się musiał ze mną męczyć w piekle - droczył się dalej z Punkiem Ambrose.
   - Dobra, przekonałeś mnie.
   Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem.
   - Dean, słuchaj co wymyśliła sobie Stephanie. - Czyjeś cielsko z całą siłą wpadło na Eveline. - Ojej, przeprasza... ej, chwila, kim jesteście i co robicie w naszym busie? - Roman Reigns przypatrywał się z uwagą obu dziewczynom. Był chyba pierwszą osobą, która zauważyła ich obecność tu.
   - Sprzątaczki? W końcu, prosiłem o to Shane'a chyba ze dwieście razy. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy to możliwe, że nie rozumie co się do niego po angielsku mówi. - Uwagę CM Punka w końcu zaczęło przykuwać co innego niż mecz.
   - Sam jesteś sprzątaczka, ciulu. My tu mamy tu mieszkać, tak mówiła Stephanie - wyrwała się Tara. Na twarz Punka wstąpiło poirytowanie.
   - A no rzeczywiście, to przecież te laski co to się rzuciły na Charlottę i Danę! - Becky uśmiechnęła się ciepło do dziewczyn. Wydawała się, jako jedyna naprawdę zadowolona z nowych współlokatorek.
   - Rzuciły się na plastik, nazywajmy rzeczy po imieniu, Beksa - Dean z rozleniwieniem znów pojawił się w progu pokoju, taksując Eveline i Tarę wzrokiem. Jego uwagę jednak na dłuższy czas przyciągnęła Tara, odwzajemniając mu się ostrym spojrzeniem.
   - Nie mów do mnie Beksa! - wrzasnęła na Ambrose'a Becky.
   - To są chyba jakieś żarty! I tak jest nam tu ciasno i mamy jedną łazienkę na pięciu, a teraz mamy mieć jedną łazienkę na siedmiu? I to na trzy kobiety?! To ja już wolę mieszkać a AJ! Stephanie chyba sobie ze mnie kpi - Punk wydawał się wyjątkowo poruszony tą sytuacją, niekoniecznie w dobry sposób.
   - Nie przejmujcie się nim. To... niekoniecznie miły człowiek. - Roman wyminął Eveline w progu i ustał tuż obok Deana.
   - Jak cudownie, że Stephanie was przysłała. Będzie nam ciasno, ale fajnie. Już dawno prosiłam ją o jakieś współlokatorki, z tymi chłopami to można dostać białej gorączki. - Szeroki uśmiech znów zagościł na okrągłej buzi Becky.
   - Wiecie co? Nie wiem, czy mam się cieszyć, że będę miał kogo podglądać pod prysznicem, czy raczej ma mi was być szkoda, że tu wylądowałyście, ale oficjalnie witam was w wariatkowie, naszym No Noobs Busie - powiedział Ambrose, po czym złapał długowłosego przyjaciela za przedramię i pociągnął do pokoju. - A teraz opowiadaj, co tam bździągwa znów wymyśliła.
   - Wiecie co? Nim też się nie przejmujcie. Z nich wszystkich chyba tylko Roman jest potencjalnie normalny - Becky podbiegła do nich, nawet nie zauważając, że łazienka zwolniła się, a zza drzwi wyszedł, z nienagannym zarostem na twarzy, Seth Rollins.
   - Kolejni? Litości... - jęknął, nawet się nie witając, po czym padł jak długi na wolną kanapę.
   - Chodźcie do pokoju. Wszystko wam wyjaśnię, bo widzę, że jesteście nieco skołowane.
   O Boże, ja chcę z powrotem do Detroit. Pomyślała spanikowana Eveline.

--*--

Wróciłam i jak obiecałam, mamy w końcu Deana i Romana. Przyznam się wam, że sama nie mogłam się doczekać tego momentu, kiedy w końcu się pojawią. Jak widzicie przez okoliczności, będą teraz wiele się pojawiać. Tak swoją drogą, tęsknię już za Romanem. Niech już wraca! A co do Deana, to po prostu sikam w gacie chwilami jak widzę co on odwala. Ten wywiad w Miz TV, albo jak rozpraszał Setha w czasie jego walki z Jayem Uso. Swoją drogą, dzisiaj wielki Draft! Mam zamiar siedzieć do 2.00 w nocy i na to czekać. Chryste, spraw, by doszli do nas Finn Balor i Shinsuke Nakamura, proszę. No i trzymaj z daleka Carmellę. Nie chcę, żeby się schodziła znów z Enzo i Cassem. 
A w ogóle, ostatnio, szukając konkretniejszych informacji na temat powrotu The Shield pod koniec 2016 natknęłam się zupełnie nieporządanie na nagie fotki Setha Rollinsa i wyjątkowo żałuję, że to zobaczyłam. Moje oczy dalej cierpią.  Nie życzę tego nikomu z was.
Do następnego tygodnia,
Sleepka :)

19 komentarzy:

  1. Hej. Wybacz, że piszę tutaj, ale nie do końca wiedziałam, gdzie zostawić informację.
    Z tej strony Lena ze Wspólnymi Siłami. Odpisałam Tobie na komentarz, ale chyba już nie wchodziłaś. Kiedyś oglądalam WWE, więc mogłabym się podjąć ocenki, jeżeli nie muszę znać najmniejszych szczegółów z WWE, a ogóły raczej wystarczą.

    Jeżeli byłabyś chętna, musisz poczekać, aż zwolni się u mnie kolejka i wtedy się wpisać.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bleee! To już wiemy skąd ten tekst o goleniu.
    Ten początek taki przemyśleniowy, a potem totalny rozpierdziel mózgu!! CM Punk!!!!!!!!! Aaaaa!!!!
    Jak wszyscy trzej członkowie The Shield mogą mieszkać w jednym busie i nie pluć sobie do płatków. A może plują? Niedługo się dowiemy.
    Becky! O jak miluso. Ale skąd tam się wzięła Sasha? "My tu mamy tu mieszkać, tak mówiła Stephanie - wyrwała się Sasha."
    "Nie wiem, czy mam się cieszyć, że będę miał kogo podglądać pod prysznicem" Ach Dean! Kocham <3
    Osobiście sądzę, że świetnie oddałaś charaktery naszych ukochanych wrestlerów. Już się nie mogę doczekać, a będzie o nich wiecej!
    Ale czemu trafiły akurat do busa z NAJWIĘKSZYMI gwiazdami federacji? Mi się podoba.
    Ja chyba będę musiała przestać czytać Twoje przemyślenia na końcu, bo mi to nieźle spojleruje.
    Czy mój komentarz liczy się jako pierwszy? Proooszę *.*
    To do następnego tygodnia *żółwik lunatyków*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Còż, czemu tam trafiły dowiemy się już w następnym rozdziale ^^. Dzięki Ci! Już bałam się że spieprzę kreacje bohateròw :)

      Usuń
  3. Wybacz, że komentuję dopiero tu, alepostaram się to nadrobić!
    temtyka mocno mnie zaciekawiła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba i że dajesz mi o tym znak :)

      Usuń
  4. Czytam Twoje opowiadanie od niedawna i jestem tak w nim zakochana <3 Cieszę się, że w końcu pojawił się Dean i Roman :))) Już sama w myślach układam sobie dalszą część opowiadania :D
    Eveline i Roman, Tara i Dean? Może tak to będzie? Pasują do siebie charakterami xd spokój i szaleństwo.
    Co myślisz o zamieszaniu podczas walki Setha i Deana? Ja się cieszę że zwycięstwo przyznali Lunatykowi :333
    Czy w opowiadaniu pojawi się Renee? (Nwm czy tak pisze się jej imię xd)
    Czekam na kolejne rozdziały, i to z niecierpliwością. Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oglądałam to Raw na żywo i niestety urwano je w momencie w ktòrym Steph dała pas Sethowi i myślałam że rozwalę biurko i połamię moje superdługie paznokcie! Do rana musiałam żyć w świadomości, że ta łajza- Seth został bezprawnie mistrzem. Renee będzie wkròtce :)

      Usuń
  5. To niesamowite jak przystępnie piszesz. I w dodatku bez błędów.
    Monika z by-monique.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Kiedyś błędów nie było tak mało, ale z czasem da się wszystkiego nauczyć.

      Usuń
  6. Czytało się lekko i przyjemnie :D Mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na kolejny rozdział :3 Życzę masy weny oraz niekończących się pomysłów na dalsze losy bohaterów!

    Pozdrawiam! :)

    http://kolvina-bring-me-back-to-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. I pomyśleć, że zaczęło się od zegarka XD
    Ale co tam. Jest Seth, jest uśmiech na mojej twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chryste panie! Ja wpisując The Shield na tumblr natknęłam się na TE fotki, więc nigdzie już nie jest bezpiecznie :O haha. Jestem w szoku, że gwiazdy WWE mieszkają w takim busie, ale myślę, że to fajny pomysł :D trochę jak gwiazdy rocka :D
    I są moje najukochańsze słodziaczki <3 ( dobra, przesłodziłam xd )
    Sikam ze szczęścia <3
    P.S Seth chyba jednak ma jaja, sama się przekonałaś XDDDDDD (kisne)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przekonałam się niestety :/ a ten bus to wymyśliłam po to, żeby ich wszystkich jakoś razem zebrać w kupę. No i to mi daje dużo możliwości ba mindfuckowe sytuacje XD

      Usuń
  9. A walki Lity z facetami to co? Z powietrza się brały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile ona tam tych walk miała? Trzy na krzyż. Poza tym zazwyczaj trwały nie dłużej niż 3 min :)

      Usuń
    2. Ale były zajebiste.

      Usuń

Witaj wierny fanie WWE. Jeśli udało Ci się przebrnąć przez moje wypociny, tu możesz wyładować na mnie swoją frustrację za niszczenie tej pięknej dziedziny sztuki jaką jest literatura :)